Apple udowodnił, że jego gromadzona i skupowana przez lata wiedza w dziedzinie projektowania procesorów, pozwala na stworzenie bezkonkurencyjnych układów. Potwierdzają to pierwsze testy nowych MacBooków Pro pojawiające się w sieci. Znów konkurencja musi mierzyć się z wyżej postawioną poprzeczką. To skąd te tytułowe „odgrzewane kotlety”? Zaraz wyjaśnię.
M1 Max zybszy od PlayStation 5 i wielu „mocnych” kart graficznych
Testy, które przeprowadzili pierwsi szczęśliwcy, są zgodne, a nawet przewyższają wyniki podawane przez Apple na stronie i podczas prezentacji. M1 Pro i M1 Max to pierwsze stricte komputerowe procesory stworzone przez Apple. Choć wciąż M1 jest w swojej klasie niskoenergetycznych procesorów mobilnych całkowicie bezkonkurencyjny i śmiało walczy z układami pożerającymi 3, a nawet 4 razy więcej energii, to jego wersje Pro i Max są zdecydowanie bardziej „komputerowe”.
Apple wciąż trzyma się swojej nomenklatury i numeracji procesorów. Zgodnie z moimi wcześniejszymi „obawami” utrzymanie numeru jeden w nazwie oznacza, że nowe, znacznie wydajniejsze układy powstały na bazie „starych” rdzeni znanych z A14 i M1. Potwierdzają to testy. Wydajność „z rdzenia” nowych procesorów jest niemal identyczna jak mojego poczciwego M1. Różnice sięgają 3-5%, a jak wiecie A15 od A14 jest szybszy o kilkanaście procent, a czasem i kilkadziesiąt przy tej samej ilości rdzeni co poprzednik.
W zasadzie Apple zwiększył wydajność swoich układów tak, jak to dawno już przewidywałem, czyli metodą „siłową”, ale połączoną z pewną finezją. Siła polega na dodawaniu kolejnych rdzeni, choć nie są to liczby szokujące w porównaniu do Intela. Finezją jest dla mnie zwiększanie wydajności przez dodawanie niezależnych magistral dla pamięci RAM. To dość niespotykane rozwiązanie, zwłaszcza że magistrale są niezależne, a pamięć jest dostępna dla procesora i układów graficznych bez podziału. Układy graficzne mogą korzystać z całego dostępnego RAM, tak samo jak procesor. Dzięki temu unikalnemu rozwiązaniu, dane przeznaczone dla GPU nie muszą być kopiowane. Są w bezpośrednim „zasięgu” procesora graficznego. Oszczędza bardzo wiele czasu, potrzebnego w standardowych rozwiązaniach z układami wbudowanymi oraz kartami zewnętrznymi na kopiowanie danych między pamięcią CPU a przeznaczoną dla GPU.
Pierwsze procesory komputerowe
M1 Pro i M1 Max były projektowane jako komputerowe od samego początku. Zmiany w nich względem M1 nie polegają wyłącznie na dodaniu rdzeni. Po ilości tranzystorów i wielkości struktury procesora widać, że zmian jest więcej. Choćby dodatkowe niezależnie magistrale do pamięci. Te procesory musiały zacząć być projektowane wcześniej niż nowe rdzenie z A15. Apple nie chciał ryzykować jakichś problemów w tak ważnym, bo podkreślającym zaangażowanie w rynek „pro” oraz dominację przynajmniej w segmencie procesorów mobilnych, momencie.
Mnogość wersji i możliwych konfiguracji procesorów M1 Pro i Max, również świadczy o zrozumieniu potrzeb rynku komputerowego. Pierwsze eksperymenty z M1 mogły wprawić w konsternację, bo do wyboru były tylko dwie wersje różniące się wyłącznie jednym rdzeniem graficznym, sam procesor po kilku miesiącach trafił do tabletów.
W bazie procesorów CPU Monkey https://www.cpu-monkey.com/en/cpu-apple_m1_max już pojawiają się informacje o – na razie hipotetycznym M2 – który jest zbudowany na bazie A15. Być może stanie się on sercem spodziewanych na wiosnę nowych MacBookow Air.
Kilka interesujących ciekawostek o M1 Pro i M1 Max
Jedną z nowości w MacBookach Pro pokazanych w tym tygodniu, jest 140-watowy zasilacz, dla wersji MBP 16″. Część z jego mocy jest potrzebna dla szybkiego ładowania, jednak to nie wszystko. Moc pobierana przez M1 jest na poziomie 15 W (jeżeli chodzi o sam CPU, bo razem z innymi wbudowanymi układami i pamięcią pobiera w szczycie ponad 22 waty). Nowe procesory są projektowane na moc 30 i 60 watów, więc w szczycie mogą pobierać z innymi komponentami nawet 80 wat. Praktyka z M1 dowodzi, że szczytowe obciążenie procesorów Apple zdarza się dość rzadko i dopiero po dłuższej chwili powoduje włączenie wentylatora, a w przypadku nowych MacBooków Pro, wentylatorów, które wyłączają się bardzo szybko po zmniejszeniu obciążenia. To już są dość spore pobory energii, jednak dzięki dość konkretnym zasilaczom, mogą one ładować szybko baterie podczas pełnego obciążenia, a system chłodzenia oszczędzi stresu temperaturowego baterii. Niestety jeżeli kupujemy MacBooka Pro 14 w wersji podstawowej, dostajemy zasilacz 67 W, który nie pozwoli na szybkie ładowanie.
Wciąż zastanawiam się, jaki procesor może trafić do zapowiadanego również na początek przyszłego roku nowego iMaca. Czy będzie to M1 Pro i Max, czy już M2 Pro i Max? Dodatkowo wg podtrzymywanych zapowiedzi, już tylko rok został do zakończenia przejścia na własne procesory Apple. Jaki procesor trafi do Maca Pro, pozostaje zagadką, jednak w mojej opinii, rozbudowa pamięci RAM nadal będzie w nim możliwa. Jak już kiedyś pisałem w M1 można „przelutować” pamięć RAM z 8 na 16 GB i są to dostępne w handlu układy. Oznacza to, że procesory dla Maców Pro poradzą sobie z obsługą pamięci wymiennych, byleby udało się ładnie zaprojektować magistrale, które nie obniżą wydajności.
Jak donoszą pierwsi użytkownicy, nowe MacBooki Pro mają w ustawieniach systemowych, wcześniej już znany z przecieków tryb pełnej wydajności. Pozwala on na długotrwałe wykorzystanie pełnej mocy procesora. To dlatego, Apple zadbał o porządne chłodzenie, aby podczas długotrwałego pełnego obciążenia, komputer nie przegrzewał się, a jedynie bateria dostawała w kość.
Sprawdza się tu reguła, którą stosuje wielu użytkowników sprzętu Apple, że dopiero następna generacja ma poprawioną wady pierwszego wydania.
Też uważam, że trzeba czekać do kolejnej wersji. W tej za wiele zmian zrobili. Muszą to ludzie zweryfikować