W zeszłym tygodniu byłem w kinie. Muszę przyznać, że był to jedne z najlepszych wypadów przed duży ekran, jakie miałem. Nie tylko z faktu, że zaraz nie będzie kin, ale dlatego, że nikogo w nim nie było. Pandemia zrobiła cholerną robotę w naszych umysłach i przyzwyczajeniach. Te ostatnie trzeba będzie radykalnie zmienić, a przynajmniej te filmowe.
Pustka kina
Film na jaki poszedłem nie był nowy. Mogę go już nabyć w Apple TV. Chciałem jednak zobaczyć Harrisona Forda na dużym ekranie z popcornem w ręku. Nie lubię tłumów w kinie, ale całkowita pustka wzbudził mój delikatny strach. Może nie puszczą filmu. A może zaraz jakiś wielki jegomość usiądzie i zasłoni bujną czupryną ekran. Pamiętacie z pewnością takie sytuacje… czekasz do pierwszej minuty filmu nie dowierzając, że miejsce przed tobą będzie wolne i na sekundę przed… wielkolud wybiera niefortunne krzesło. Nic takiego się nie wydarzyło. Pustka była przerażająca, ale z drugiej strony pomyślałem, że tylko ja będę trzaskał kukurydzą między zębami.
Coś nie tak z reklamami
Może jestem dziwny, ale nigdy nie spóźniam się na reklamy w kinie. Szlag mnie zaczął trafiać, gdy w zwiastuny filmów zaczęto mieszać reklamy papieru toaletowego i napojów gazowanych. Wówczas myślałem, że to musi być koniec kina. Nie wiem na ile to była prorocza myśl i jakie ukryte pokłady autodestrukcji siedzą w mojej głowie. Jednak reklama, jaką widziałem w kinie na serio wzbudziła moje zaniepokojenie. Film „Mulan” powitał mnie fajnym zwiastunem. Pomyślałem… idę do kina na ten film. Zdziwiłem się, jednak gdy na ostatniej planszy widoczne było – „Wiosna 2020”. Albo ze mną coś jest nie tak, albo faktycznie koniec kina jest bliski. Wiosna to zdecydowanie nie jesień. Chyba że mówimy tu o jesieni kina, smutnym końcu dużego ekranu.
Premiery poza kinem
I stało się. Nowego filmu Disney’a raczej nie uraczę w kinie. Jak zapowiedziano na ostatniej konferencji tej firmy, premiera superprodukcji „Mulan” zostanie przeniesiona do usługi streamingowej Disney+. Fajnie! Sam nie wiem. Chyba jednak… smutno. Po pierwsze Disney+ w Polsce nie ma (albo zrobicie taki trik). Druga sprawa, będzie trzeba zapłacić za niego prawie 30 dolarów. Nie tylko „Mulan”. Najnowsza produkcja Marvel’a „Black Widow” również pojawi się 6 listopada na platformie Disney+.
“I’m done running from my past.”
— Disney+ ➐ (@thedisneyplus) August 4, 2020
Watch the final trailer for Marvel Studios’ Black Widow, streaming November 6 for $29.99 exclusively on #DisneyPlus. pic.twitter.com/Z6VSYLDTWz
I ostatnia myśl… jeśli premiery filmowe przeniosą się na platformy streamingowe to z pewnością wykończy kino. Apple przetarło szlak, kupując od Sony film z Tomem Hanksem – „Misja Greyhound”. Udało im się przyciągnąć widzów przed ekrany telewizora co może oznaczać ostateczny cios dla kin.
Co potem?
Podobno płyta winylowa brzmi lepiej niż CD. Lubimy delikatny szum czarnej płyty oraz sam rytuał układania igły na ścieżce dźwięku. Podobnie będzie z kinem. Będziemy wracać do niego w wyjątkowych okolicznościach. Pójdziemy obejrzeć spektakularną produkcję ze znajomymi. Zrobimy sobie odskocznię od naszego 80-cio calowego telewizora i pójdziemy pośmiać się z małego ekranu w kinie. Pomarudzimy też po powrocie, że ktoś za głośno sączył Pepsi, a za nami gość śmiał się nie w tych momentach co powinien. Ponownie rozsiądziemy się w naszym salonie, uruchomimy Apple TV w abonamencie Gold. Z wielkiego ekranu pokój wypełni najnowsza produkcja telewizyjna (nie mylić z kinową). Dzięki najwyższemu pakietowi Apple TV będziemy mogli tydzień wcześniej obejrzeć film, zanim trafi do ogólnodostępnej biblioteki. Dźwięk rozejdzie się z naszego zestawu dźwiękowego Dolby Mega Atmos Pure 12+4 i zamkniemy drzwi na klucz.
Panie redaktorze: nie „szlak” tylko „szlag” – od niemieckiego „schlag” (cios, uderzenie).
Dziękuję pięknie za wykładnie o pochodzeniu słowa szlag. Miło 🙂
„Black Widok”?
Autokorekta…