Pamiętam te płacze, gdy Apple skasowało stare złącza USB. Ile to lamentów było, ile to żartów z pęczków „dongli”, którymi muszą się obwiesić posiadacze nowych MacBooków. Było, minęło. Jednak sprawa z układem T2 wygląda trochę inaczej.
Zobacz poprzednie części cyklu MacBook Pro 16”, przesiadka po 6 latach.
Jest małe, symetryczne oraz jest pomostem do wielu technologii. I to niestety jest największą jego wadą. Zależnie od producenta, a nawet modelu urządzenia, może się w nim znajdować (lub nie) sporo różnych „standardów” i rodzajów transmisji danych.
Jednak w przypadku MacBook Pro wszystko jest jasne. W gnieździe USB-C mamy Thunderbolt 3, czyli wyprowadzoną na zewnątrz magistralę PCIe o transferze do 40 Gb/s (odpowiednik pod względem prędkości 4-lane). Do tego USB 3.1 drugiej generacji (do 10 Gb/s) i DisplayPort. Ten ostatni pozwala na podłączenie dwóch monitorów o rozdzielczości 6k każdy lub czterech 4k.
Inne wyjścia można uzyskać za pomocą wspomnianych „dongli”, czyli przejściówek. I wcale nie jest to takie złe rozwiązanie. Już wyjaśniam.
Do niedawna komputery miały różne porty w ograniczonych ilościach i zestawach, często niezbyt dostosowanych do potrzeb poszczególnych użytkowników. Na przykład ktoś, kto używa tylko monitorów z HDMI i już nie wie co, to są karty pamięci SD, nie będzie zadowolony ze wbudowania takiego czytnika i wyjść VGA lub Display Port, które zajmują miejsce. Teraz dzięki USB-C i jego magicznej różnorodności, można za pomocą przejściówek lub hubów, tudzież stacji dokujących, dostosować zasób portów do wymaganych potrzeb i to wcale bez „setek” adapterów. Np. ja nadal mam trochę programatorów ze starym USB. Zdarza mi się używać dwóch jednocześnie. Do tego choć przez 6 lat jakoś obywałem się bez Ethernetu, to często konfiguruję różne urządzenia sieciowe i GigabieEtherent może się przydać. Sporadycznie również mogę mieć konieczność podpięcia się pod HDMI. Z tych powodów wybrałem tani HUB ze wtykiem USB-C (USB 3.1, nie Thunderbolt), który ma dwa porty USB-A (stare), dwa porty USB-C (jeden z powerdelivery 100 W, drugi zwykłe USB 3.1) oraz GigabitEtherent i HDMI. Jeszcze do mnie będzie trochę „jechał”, bo nabyłem go w możliwie najtańszy sposób. W sumie z przesyłką 15$. Do tego na wszelki wypadek paczkę adapterów USB-C na USB-A (4 szt. za 2$) i przypadkiem HUB miniaturowy z USB-C na USB-C, USB-A i HDMI za 6$. Czy, to jest warte wydanych pieniędzy, dam znać, gdy urządzenia jadą pod koniec stycznia.
Na szczęście w domu znalazłem jakiś zapomniany, nigdy nieużywany adapter z USB-C na A marki Innergie. Po starciu kurzu właśnie z jego pomocą podpiąłem dysk SSD, na który wcześniej sklonowałem zawartość MacBooka Air. To umożliwiło bezproblemową i szybką przesiadkę. Ten sam adapter używam teraz przy programowaniu moich mikrokontrowerów za pomocą USB-UART. Działa to pięknie i wcale nie jest niewygodne.
Przy okazji może zwróciliście uwagę, jak wyraźnie zaznaczyłem, że HUBy, na które oczekuję, nie są Thunderbolt (niestety). Te z prawdziwym wejściem Thunderbolt są droższe, ale mogą mieć kilka zalet. W tych bez Thunderbolt np. Ethernet jest zwykłym adapterem z USB. Nie jest to „prawdziwy” kontroler, choć na szczęście system ma wbudowane sterowniki do takich patentów i wszystko zazwyczaj działa dobrze. Jednak kontroler GigabitEthernet na Thunderbolt byłby przez system widziany jak podpięty do PCIe. Cena zwyciężyła, może kiedyś trafi się okazja na stację dokującą z Thunderbolt, ale na razie powinno się obejść bez.
Teraz więcej problemów możemy mieć z powodu braku USB-C w komputerach. Trafia się coraz więcej urządzeń z tym portem od dysków twardych, przez monitory, po słuchawki i powerbanki zasilane (ładujące) przez USB-C.
Ponoć ten układ sprawia problemy. Być może, ale z wiekiem już ponoć coraz mniej. Ja jednak cieszę się, że mam komputer z procesorem od Apple. Może nie jest to główny CPU, ale jednak na jego barkach spoczywają bardzo odpowiedzialne zadania.
To on jest kontrolerem dysku i odpowiada za jego szyfrowanie (co też jest powodem wielu kontrowersji). To on obsługuje mikrofony, w tym ich sprzętowe wyłączenie orz Hey Siri. To on odpowiada za Touch ID i przechowywanie najważniejszych kluczy szyfrujących w bezpiecznej enklawie. Teraz dodatkowo pod kontrolą macOS 10.15 Catalina odpowiada za blokadę iCloud Apple ID (taką jak od paru lat znamy w iOS). Do tego dochodzi obsługa kamery Face Time i wspomaganie przy kodowaniu wideo, kontrola systemu (SMC) i pewnie jeszcze kilka mniej poważanych funkcji.
T2 może budzić lęk u osób, które nie wykonują kopii danych. Gdy coś się stanie z komputerem, to w wielu przypadkach nie będzie sposobu na odratowanie zawartości dysku. Przepadnie wraz z kluczami szyfrującymi zaszytymi w bezpiecznej enklawie. Dodatkowo nie tak dawno T2 w roli kontrolera audio, sprawił sporo problemów profesjonalnym muzykom, bo nie chiał współpracować z wieloma interfejsami audio na USB. Na szczęście te na Thunderbolt i FireWire (wymaga adaptera TB-FW) działały ponoć dobrze.
Jednak w moich zastosowaniach T2 sprawia na razie więcej pożytku niż problemów. Bez strat wydajności mogę szyfrować dysk, a choć z kodowania wideo nie korzystam zbyt często, to prawdopodobnie T2 też znacznie przyśpiesza ten proces.
Napisałem „prawdopodobnie”, bo za przyśpieszenie odpowiada używanie funkcji systemowych VideoToolbox. To API od Apple wykorzystuje w typowych zastosowaniach przy kompresji do m.in. H.264 i H.265 wszystkie możliwe zasoby systemowe. Poza procesorem zaprzęga do roboty karty graficzne oraz wspomniany T2. Niestety nie mam pewności, które z narzędzi w jakim stopniu.
Włączenie kodowania za pomocą VideoToolbox w HandBreak skraca proces o ponad połowę, względem stosowania standardowych bibliotek bazujących na rozwiązaniach Intela. Podczas używania VT Monitor aktywności nie pokazuje, aby dodatkowa kara graficzna została włączona. Być może udział T2 jest rzeczywiście przeważający.
Z ciekawostek warto zaznaczyć, że VideoToolbox jest też dostępny m.in. w MBA 2013 (bez T2 oczywiście), ale tylko dla kodowania H.264. Również w tym komputerze przyrost prędkości jest znaczący, choć nie aż tak wielki.
Jak już widzicie, a moim przypadku nowe technologie nie są straszne. Udało mi się przeczekać okres przejściowy w przypadku USB-C i Thunderbolt 3. Jeszcze ciut niepewności pozostaje w sprawie T2, ale to też raczej nie mój problem.
W następnej części postaram się przedstawić Wam trochę testów wydajność. Niestety baza odniesienia będzie dość nietypowa, bo to mój MacBook Air z 2013 roku, ale w nie całkiem typowej konfiguracji, bo z procesorem i7. Przy okazji sprawdzę, czy w końcu 6 rdzeni i karta graficzna oraz T2 będą w stanie pokonać w szybkości eksportu mojego iPhone’a 7 Plus. W iMovie zawsze wygrywał. Teraz napiszę tylko, że kompilacja za pomocą Make i GCC jest znacznie, ale to naprawdę znacznie szybsza.
Niestety dokładne pomiary mogą mi zająć kilka dni, ale postaram się przedstawić je jeszcze w tym roku.
Zobacz poprzednie części cyklu MacBook Pro 16”, przesiadka po 6 latach.
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.