Po zawieszaniu lotów wszystkich Boeingów 737 Max wywołanym już drugą katastrofą w podobnych okolicznościach wyszło na jaw, że piloci „Maksów” szkoleni byli za pomocą iPadów. Niektórzy „dziennikarze” faktoidów szybko dzięki temu zestawieniu znaleźli winnego: iPady.
Boeingi 737 Max zostały wyposażone w nowe wydajniejsze silniki z wentylatorami większej średnicy. Spowodowało to konieczność innego umieszczenia gondoli silnikowych. Skutkuje to powstawaniem dodatkowego momentu obrotowego podnoszącego nos maszyny, zwłaszcza podczas zmiany siły ciągu. Uniesienie nosa jest w samolotach o tradycyjnym układzie skrzydeł i stateczników bardzo groźne. Przy niedostatecznej prędkości może spowodować oderwanie strugi powietrza od górnej powierzchni skrzydła i powstanie wirów. Efektem tego jest gwałtowny spadek siły nośnej, która może doprowadzić nawet do korkociągu, jednocześnie ograniczając znacznie możliwość sterowania samolotem.
Właśnie tym skłonnością ma przeciwdziałać zaimplementowany w Boeingach 737 Max system komputerowy MCAS. Jego zadaniem jest analiza parametrów lotu (prędkość, kąt natarcia, ciśnienie na powierzchniach nośnych, moc silników itp.) i w przypadku zagrożenia przeciągnięciem, automatyczne bez wiedzy pilota korygowanie kąta natarcia. System można chwilowo wyłączyć manetką na wolancie, jeżeli pilot zacznie świadomie sam wprowadzać potrzebne korekty uniesienia dziobu.
Boeing pomimo tak istotnych zmian w aerodynamice nie decydował się na program szkolenia pilotów w pełnych symulatorach. Są one drogie i wymagałyby znacznych zmian względem wersji dla wcześniejszych modeli 737. Producent samolotów stwierdził, że pilotów przeszkolonych już na wcześniejszych modelach 737 wystarczy „doszkolić”, pokazując im różnice w pilotarzu za pomocą aplikacji instruktażowej na iPadzie.
Na aerodynamice znam się lepiej niż na ekonomice koncernów produkujących samoloty, ale wydaje mi się, że takie oszczędności na symulatorach mogą bardzo dużo kosztować Boeinga. W ciągu dwóch lat wydarzyły się dwie katastrofy. Obie nadal niewyjaśnione. Jednak już znaleziono pewnie duże podobieństwa między nimi. Dotyczą one problemów z ustabilizowaniem lotu i gwałtownymi zmianami prędkości i wysokości (kąta natarcia). Wydaje się to mieć znaczny związek z działaniem systemu MCAS. W obu przypadkach piloci ponoć nie były najlepiej wyszkoleni na 737 Max.
Pokazuje to, jak wielkie znaczenie ma odpowiedni dobór narzędzi, również w szkoleniach.
Jako ciekawostkę dodam, że moc obliczeniowa komputerów pokładowych odpowiedzialnych za kontrolę lotu i awionikę, nawet w najnowocześniejszych samolotach nie przekracza tej znanej z iPhone’a 3G.
Zdjęcie: Wikipedia
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.