Mam nieodparte wrażenie, że po premierze nowych MacBooków Pro same komputery usunęły się w cień, a tematem głównym — poza czasem pracy na baterii, który w toku aktualizacji macOS zdaje się wracać do normy — stały się dziesiątki przejściówek. Trudno nie zgodzić się, że rzeczywiście może stanowić to problem. Ostatecznie komputery przenośne od zawsze wspomagamy akcesoriami, które w mniej lub bardziej wygodny sposób uzupełniają brak tego, z czego zrezygnowano na poczet mobilności naszych urządzeń. Trudno nie odnieść wrażenia, że w ostatnim czasie wszyscy zaczynamy się plątać w tych splotach kabli i złącz.
przyniósł mi zgoła inną myśl, niż obserwuję to u większości osób, które podjęły się krytyki „procesu kastracji” komputerów z Cupertino. Przez ostatnie lata widzieliśmy premierę wielu złącz i wtyczek. Nie wszystkie się przyjęły, części z nich używamy z braku alternatyw, a na większość nie mamy wpływu, poddając się ich popularności. W tym natłoku standardów Apple pokazuje sprzęt, w którym niepodzielnie rządzi złącze USB-C. Właśnie ten moment uważam za odpowiedni do usłyszenia z ust Phila Schillera słynnego stwierdzenia o odwadze firmy. Ostatecznie pojawił się komputer, który pokazuje nam przyszłość i nie ogląda się na plątaninę kabli, lecz daje użytkownikowi jeden właściwy standard.
Początki, zwłaszcza w przypadku innowacji, zawsze są trudne. Masa przejściówek potrzebna, aby skorzystać z zebranych przez lata urządzeń, skutecznie uruchomiła masę negatywnych emocji ze strony użytkowników. Ja sam, mimo że nie stanowi to dla mnie podstawy do sceptycznego podejścia, jako jeden z głównych argumentów powstrzymujących mnie przed zmianą komputera stawiam komplikacje w związku z urządzeniami, jakie aktualnie podłączam do komputera. Nie zmienia to jednak faktu, że powoli zaczynam szukać alternatyw, które przybliżą mnie do sytuacji, w której USB-C będzie jedynym wykorzystywanym przeze mnie złączem, z pominięciem większości przejściówek.
będzie jednym z najdłużej królujących nam standardów. Ostatecznie poza tym, że w tej chwili zastosowano je w małej ilości produktów, trudno wskazać w nim wyraźne wady. Swoisty kameleon może nam zapewnić wsparcie dla dowolnego urządzenia. Dzięki zastosowaniu go wraz z najnowszym Thunderbolt Apple wyprowadziło na zewnątrz złącza PCI Express, których przepustowość umożliwia niezwykłą wydajność urządzeń zewnętrznych.
Jesteśmy w punkcie, kiedy mimo komplikacji dla użytkowników odważny krok Apple może przynieść ostateczne oswobodzenie. Czy za kilka lat wszystkie urządzenia, jakich będziemy używać, będą posiadały złącze USB-C? Ten standard ma ku temu wszelkie predyspozycje. Co prawda, od dawna dążymy do rzeczywistości bezprzewodowej, jednak wciąż nie jesteśmy w ten sposób w stanie osiągnąć wydajności i stabilności, jaką przynoszą nam przewody i interfejsy oferujące najwyższe prędkości. Mam jednak nadzieję, że USB-C to ostatni etap ewolucji przewodowej, później niech przewody zaczną znikać z naszego życia.
Artykuł oryginalnie pojawił się w numerze 2/2017 Mój Mac Magazynu.
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.