^

Komu potrzebny jest iPhone X?

Robert Wojno

13 sierpnia 2017

W tym roku wypadła dziesiąta rocznicazaprezentowania pierwszego iPhone’a, więc niektórzy oczekują, że Apple pokaże z tej okazji specjalny model telefonu. Coś na podobieństwo 20th Anniversary Macintosh. Nadzieje te są karmione plotkami, że Apple zamierza zaprezentować na jesieni 2017 roku trzy nowe modele telefonów. Czy iPhone X to prawdopodobny produkt, czy raczej życzeniowe myślenie fanów?

Rocznicowy 20th Anniversary Macintosh

był urządzeniem niezwykłym. Płaski ekran, gładzik zintegrowany z klawiaturą, głośniki i subwoofer Bose — to wszystko miało wzbudzać podziw i było okraszone usługą dostarczenia komputera do domu przez dedykowanego konsjerża. Pomimo że biznesowo model ten okazał się totalną klapą, przeszedł do historii jako pokaz technologicznej awangardy Apple i buduje legendę marki.
Komu potrzebny jest iPhone X
Dziś Apple przestało już zaskakiwać spektakularnymi prezentacjami przełomowych produktów. Marka bardziej niż z przełomowymi technologiami kojarzy się z ładnymi gadżetami dla mas. Teoretycznie flagowy komputer nie był poważnie aktualizowany od prawie czterech lat, a każdy kolejny iPhone coraz bardziej zaczyna przypominać swojego poprzednika. Apple zamiast wyznaczać trendy zaczęło podążać z nurtem. Czy to coś złego?

Zależy dla kogo

Dla akcjonariuszy absolutnie nie. Zysk netto Apple za 2016 rok wyniósł 9 miliardów dolarów. Porównując to z rokiem 2008, kiedy zysk wyniósł 1,14 miliarda, jest się z czego cieszyć. Dla statystycznych klientów również nie, bo kupują iPhone’y i Maki na potęgę. Produkty Apple rozchodzą się jak świeże bułeczki i nikomu nie przeszkadza, że nie są już tak innowacyjne jak kiedyś.
Komu potrzebny jest iPhone X
To znaczy nikomu poza grupą zapaleńców i fanów, którzy kiedyś byli w awangardzie, bo w czasach królowania siermiężnych laptopów z Windows oni mieli białego iBooka. To właśnie oni razem z nostalgikami najgłośniej krzyczą, że Apple się skończyło i że firma utraciła ducha innowacyjności. Ich głos tonie jednak w morzu masy pragnącej nowego, tańszego iPhone’a, który robi lepsze zdjęcia i ma nowy kolor.
Rynek telefonów komórkowych dotarł do takiego momentu, że naprawdę trudno jest już o kolejny przełom. Można tak jak Samsung pakować do urządzenia setki nikomu niepotrzebnych funkcji. Można zwiększać możliwości aparatu albo ulepszać ekran. Nie rozumiem tylko, czemu nikt nie wpadnie na to, żeby zwiększyć w telefonach baterię, ale to widocznie już mój osobisty problem. Coraz mniejsze zmiany z generacji na generację to nie tylko domena Apple.
Można oczywiście eksperymentować, ale jak pokazuje przykład LG, łatwo się na takim nadmiarze ekstrawagancji sparzyć. Rynkowa klapa modułowego G5 w 2016 r. to przestroga dla innych. A w miarę jak tort rośnie, do stracenia jest coraz więcej. Dlatego największymi innowacjami ostatnich lat są nowe kolory telefonów i kolejne piksele wyświetlaczy.

Apple ma jednak w swoim DNA tę innowacyjność

Piracka flaga gdzieś tam jeszcze powiewa w świadomości pracowników i zarządu. Co jakiś czas nadal pojawiają się ciekawe nowości. TouchBar w MacBookach Pro to jest coś innowacyjnego i mimo wszelkich możliwych obiekcji i głosów krytycznych trzeba przyznać, że ma potencjał i jest po prostu świeże. No a jeśli komuś się nie podoba, to może kupić wersję z tradycyjnymi przyciskami. To wbrew pozorom inteligentny zabieg ze strony Apple. Po jakimś czasie firma będzie dysponowała statystykami sprzedaży i oceni, czy rewolucje się opłacają, czy lepiej działać zachowawczo.
Rocznicowy Macintosh okazał się klapą finansową, ale na lata ugruntował pozycję Apple jako firmy ciągnącej lubiącą kostnieć branżę komputerową do przodu. Od dawna już nie widzieliśmy podobnego produktu na rynku telefonów i być może dlatego oczekiwania ciągle rosną, choć coraz trudniej im sprostać. Tylko czy warto?
Komu potrzebny jest iPhone X

Klienci od przełomów wolą niższe ceny i nowe kolory

Steve Jobs wielokrotnie ignorował oczekiwania klientów, ale obecni włodarze Apple zdają się jednak mniej asertywni. Ryzyko wpadki przy tak ważnym produkcie, jakim jest iPhone, jest zbyt duże, żeby pozwolić sobie na ekstrawagancję. Z drugiej strony nie można też całkiem porzucić tożsamości Apple, którą budują przełomowe produkty.
Plotki o trzech różnych modelach iPhone’a brzmią dla mnie jak rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Masy dostaną iPhone 7s, a zapaleńcy przełomowego iPhone’a X. Jeśli X okaże się klapą, to nie nadwyręży zbytnio sprzedaży całej linii. Jeśli będzie sukcesem, pociągnie w górę wyniki finansowe firmy.

Apple potrzebuje iPhone’a X

żeby zachować wierność swojemu DNA i nie rozwścieczyć inwestorów. Potrzebują go także fani marki, żeby potwierdzić słuszność swego oddania właśnie tej firmie. By znowu móc się emocjonować jakimś produktem. Potrzebujemy go również my, dziennikarze. Żeby nie musieć po raz kolejny pisać tylko o większej rozdzielczości czy dokładniejszym czymś tam. My też lubimy się emocjonować tym, o czym piszemy, w końcu to nasza pasja. Obawiam się tylko, że mityczny iPhone X okaże się wersją z większym ekranem albo czymś równie banalnym.
Artykuł oryginalnie pojawił się w numerze 3/2017 Mój Mac Magazynu.

Robert Wojno

Dziennikarz technologiczny i specjalista od treści internetowych. Miłośnik, ale nie fanboy Apple. Fan wszystkiego co technologiczne i gadżeciarskie. W moim domu tylko lodówka nie jest (jeszcze) podłączona do Internetu.
Komentarze (0)
L

0 komentarzy