Jak już możecie wywnioskować po tytule, nie jestem fanem uniwersalnych aplikacji na iOS oraz macOS w obecnej formie. Zaznaczam również, że nie jestem wrogiem samej idei, jednak w obecnym wydaniu, uniwersalne aplikacje są po prostu kiepskie. I nie jestem w tej opinii osamotniony.
Co jest do wszystkiego…
Nie raz posługiwałem się tą mądrością cytowaną przez ciocię z ameryki w bardzo starej reklamie. Nie da się pogodzić obsługiwanych w tak odmienny sposób systemów. To, co jest klikalne, musi takie pozostać, to co jest macane, trudno jest „wyklikać”. I Apple o tym wie.
Uniwersalne aplikacje będą musiały uwzględniać ograniczenia obu systemów. Część z nich da się ominąć, dzięki już dość uniwersalnemu sposobowi tworzenia interfejsów na iOS. Chodzi o aplikacje działające na iPhone’ach oraz iPadach. Ich rozmiar się elastycznie dostosowuje do wielkości ekranu, oczywiście, jeżeli projektanci interfejsu i programiści zrobili wszystko prawidłowo, a to wcale nie jest łatwe. Na macOS uniwersalne aplikacje uruchamiają się podobnie, jak na iPadzie, ale płynnie dostosowują interfejs nie tylko do orientacji (proporcji) ekranu, ale przede wszystkim do rozmiaru okna.
W macOS Mojave możecie znaleźć kilka dowodów na to, że obecnie projekt Marzipan jest na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Tymi dowodami są aplikacje: Dom, Giełda, News, Dyktafon. Niby działają, ale sprawiają znacznie więcej problemów niż inne, natywne.
Samo podejście do uniwersalności jest też obecnie, moim zdaniem niepoprawne. Apple dodał do systemu macOS biblioteki iOS, których nie ma oryginalnie. Tak po prostu, na siłę. Do tego zamieścił dwie listy rozszerzeń i elementów systemu. Jedną z tymi, które aplikacje iOS mogą używać z macOS bez przeszkód, oraz listę, których nie mogą. Wygląda to na zrobione pośpiesznie i najmniejszym kosztem.
A można inaczej
Oba systemy mają bardzo wiele wspólnego. Niektóre elementy różnią się tylko nazwą, inne mają dodatkowe funkcje. Moim zdaniem lepiej byłoby zebrać to, co identyczne, a do tego, co podobne dodać nakładki ujednolicające. Osobno można co najwyżej potraktować obsługę interfejsu, ale i w nim jest wiele podobnych lub identycznych elementów. Cały czas chodzi mi o, to co jest widziane okiem dewelopera.
Trzy kroki
Jak podaje Bloomberg, pełna realizacja projektu Marzipan zakończy się dopiero w 2021 roku i będzie podzielona na etapy.
W tym roku Apple dostarczy narzędzi umożliwiających konwersję aplikacji dostosowanych do iPada, na system macOS. Zaoszczędzi to bardzo wiele pracy deweloperom. Można od dawna tworzyć projekty, z których generuje się aplikacje na kilka systemów, ale wspólne są tylko niektóre elementy. Np. obsługę interfejsu trzeba tworzyć oczywiście rozdzielnie.
W 2020 do kompletu Apple mam dodać narzędzia dla konwersji aplikacji iPhone’owych. Dlaczego tak późno? A to dlatego, że programy na mały, to tego zazwyczaj w orientacji pionowej ekran, trudniej wpasować w większy i to poziomy.
W 2021 pojawi się możliwość generowania uniwersalnej aplikacji w postaci jednego pakietu. Taką aplikację będzie można wysłać do App Store, który będzie zunifikowany na wszystkie platformy. Pozwoli to na dystrybucję sprzedaż jednej aplikacji na iOS, macOS. To może mocno rozruszać rynek prostych programów na macOS.
Uwaga: projektu Marzipan nie należy mylić i mieszać z coraz bliższym i bardziej prawdopodobnym pojawieniem się w komputerach Apple własnych procesorów firmy. Rodzaj CPU nie jest przeszkodą w uniwersalności aplikacji. Tak zwane „fat binary” z kodem na różne procesory jest znane i stosowane już od kilkunastu lat.
To że będą małe i słabe aplikacje to wiem i widzę. Co będzie z duzymi pro aplikacjami? Ich się nie da „przekompilować”. Chyba że Apple będzie namawiał do poświęcenia lat pracy zmuszając ich do pracy na tych narzędziach, obiecując deweloperom monopol w klatce Apple. Czeka nas jakiś horror.
Trochę się zagalopowałeś
Przecież nic się nie zmieni! Znaczy pojawią się dodatkowe możliwości, jednak dla tych co nie chcą robić uniwersalnych apek zmian nie będzie. A i tak od czasów przesiadki na Intela nawet najwięksi wydawcy używają Xcode, a przynajmniej części jego terminalowych narzędzi.
Mi się calość pomysłu podoba, ale na razie z realizacją kiepsko. Za to pojawi się sporo prostych aplikacji, których brak na macOS irytuje.
Dla mnie ważne jest to, że Apple może w końcu zunifikować AppStore i MAS w jeden wspólny AppStore. Teraz nie da się nawet kupić apki np. w promocji nie mając przy sobie Maca np. na urlopie. Przypomnę, że takie zamiary połączenia platformy stacjonarnej i mobilnej miał Microsoft, ale nie wyszło z uwagi na porażkę mobilnego Windowsa. Oczywiście taka uniwersalna apka zawierałaby w sumie dwie zaszyte apki tj. apkę dla macOS i apkę dla iOS (tu są wersje GUI dla iPhone, iPada i ewentualnie dla Apple TV). Z tego względu mimo elementów wspólnych z iOS na macOS wcale nie zniknie typowo „komputerowy” desktopowy interfejs. Docelowo na pewno poprawi się komfort pracy na obu platformach, których coraz głębsza integracja i tak jest moim zdaniem nieunikniona. Co prawda Apple broni się przed połączeniem iOS z macOS, ale moim zdaniem te platformy będą się do siebie zbliżać. Klienci mogą w końcu oczekiwać wygodnego iPada o funkcjonalności porównywalnej z MacBook Air. Potencjalnie może też wejść na rynek składany iPhone, który po rozłożeniu stawałby się iPadem o przekątnej mniej więcej 8′. Na rynek wchodzi właśnie Huawei Mate X ze składanym ekranem zewnętrznym (po rozłożeniu ma ekran 8′), co jest sporo tańsze od Samsunga Fold z dwoma ekranami
Tak, brak możliwości zakupu apki macOS na iPhone jest bardzo denerwująca. Jednak co do zbliżania, to nie tak do końca. Raczej będą wychwytywane możliwości współpracy obu systemów i część wspólna. Nie będzie to droga do unifikacji.
Pamiętasz przejście z PowerPC na Intela? Nie było tak źle. Apple ma doświadczenie i wie jak robić takie „przejścia” 🙂