^
OpenDoc płyta CD z archiwum Mac Wyznawcy

OpenDoc, zaginione ogniwo łączące systemy (słowo na niedzielę)

Jaromir Kopp

5 sierpnia 2018

Kilka dni temu natrafiłem w sieci na historyczny film opowiadający o nadchodzących technologiach. Zobaczymy w nim połączone odpowiednim wstępem i narracją klipy o „Knowledge Navigator” i OpenDoc. To wszystko wymyślone i nagrane na samym początku lat 90 XX w. Może czas powrócić do tej idei?

Bolączki iOS

Na co najczęściej narzekano we wczesnych wersjach iOS? Na jego zamknięcie i brak dostępu do plików innych aplikacji. Obecnie dzięki iOS 11 tylko od dobrej woli deweloperów zależy, czy ich programy skorzystają z dobrodziejstw systemu i aplikacji Pliki. Pozwala ona na dostęp do danych zapisanych w iPhone, iCloud Drive i innych systemach, które mają odpowiednie wtyczki. Mamy swobodę prawie jak w macOS!

Czy to dobra droga?

Pliki danych to pojęcie spotykane w informatyce już w latach 40. zeszłego wieku. Pod obecną postacią są niewiele młodsze, bo tylko o 15 lat. Pliki dyskowe były stosowane np. w systemie pamięci masowej IBM 350 z ~1956 roku. Trudno sobie wyobrazić „komputerowy” system operacyjny, który poradzi sobie bez plików. Jednak czy użytkownik musi sobie tym zaprzątać głowę? Zastanawiać się gdzie co, jak i czym „otworzyć”, zapisać, skopiować, udostępnić?
Właśnie w iOS usiłowano pozbyć się plików, zastępujące je dokumentami. Niestety nie wyszło to zbyt dobrze, bo brak współpracy i wymiany danych pomiędzy aplikacjami mocno utrudniał działanie.

A pomyśleć, że rozwiązanie już było: OpenDoc.

Ta technologia została opracowana przez Apple w 1992 roku jako odpowiedź na OLE Microsoftu. Jednak inaczej zabrano się za temat. W Apple wymyślono, że dokument powinien składać się z obiektów, które mogą być edytowane zależnie od ich zawartości przez odpowiednie dla nich „edytory elementów”. Te edytory to mogły być wtyczki zawarte w programach. Coś Wam to przypomina?
OpenDoc hipotetyczny interfejs lata 90 XX wieku
Najlepiej zilustrować to na przykładzie. Jest sobie dokument, np. niech to będzie prezentacja. W niej mamy slajdy, część to zdjęcia. Obecnie, aby edytować, zdjęcie musimy otworzyć je w innym programie, ponownie gdzieś zapisać i podmienić w prezentacji. Czasem proste zabiegi możemy wykonać za pomocą korektora systemowego dostępnego w programie. W OpenDoc obrazek zawarty w prezentacji po prostu dałoby się obrabiać za pomocą dowolnego edytora obsługującego ten format. Powiem więcej. W prezentacji mógłby się znajdować plik np. Pixelmatora z warstwami i niedestrukcyjnymi filtrami. Aby zmienić jakiś fragment obrazka z prezentacji, robilibyśmy to w edytorze z Pixelmatora, a zmiany byłyby od razu uwzględnione w prezentacji. Fajne, prawda?
To nie koniec. Nasz obrazek, element prezentacji tak nam się udał, że chcemy go wysłać znajomemu jako edytowalny dokument Pixelmatora. Nic trudnego, przeciągamy, gdzie trzeba (Drag&Drop jest już w iOS iPadowym) lub zaznaczamy opcję „udostępnienia” na nim i już. Ten sam obrazek przeciągamy lub wstawiamy do dokumentu tekstowego i w nim możemy dokonać znów za pomocą Pixelmatora, lub np. Photoshopa odpowiednich poprawek stosownie do potrzeb nowego opracowania. Elementy (obiekty) w dokumentach mogłyby być też „zlinkowane”, czyli w dwóch dokumentach, ten sam obiekt, którego zmiany pojawiałyby się wszędzie, gdzie został umieszczony. Również dobre, prawda?
OpenDoc niestety był ponoć torpedowany przez Microsoft, który podkupywał pracowników Apple (będącego wtedy w tarapatach finansowych). Choć zaangażowało się w projekt wiele osób i firm, to niestety zastał on zamknięty po powrocie Jobsa.
Używałem, a w zasadzie próbowałem używać OpenDoc w Mac OS 7 i 8, jednak nie do końca wtedy rozumiałem, o co chodzi, a wsparcie dla systemu było głównie ze strony edytorów tekstu jak Nisus Writer, WordPerfect, czy ClarisWorks. Jako ciekawostkę warto zaznaczyć, że OpenDoc trafił do IBM OS/2 Warp. Zdecydowanie wyprzedził on swoją epokę.

Newton już tak miał

Newton również wyprzedził swoją epokę. Choć jego system dokumentów był oparty na bazie danych, a nie plikach, to sposób działania od strony użytkownika był bardzo podobny. Dokumenty mogły być edytowane i używane w różnych aplikacjach. Miały one dostęp do treści lub mogły je zmieniać zależnie od potrzeb i możliwości. Było to bardzo podobne do idei OpenDoc.
Newton messagepad

Pewne elementy wspólne

Może zwróciliście uwagę na pewnie podobieństwa? Np. Pliki w iOS. Dostęp do wspólnych zasobów zapewniają odpowiednie wtyczki w aplikacjach. I tak np. DropBox dzięki wtyczce integruje się w Plikach i każdy program mający zaimplementowaną obsługę Plików, ma dostęp do tych z DropBox jak do „własnych”. To tylko jeden z przykładów. Tak samo programy mogą udostępniać wtyczki do edycji np. obrazków. Tak robi Pixelmator. Jednak jest to mocno ograniczone, bo zmiany są „nieodwracalne” dla edytowanego elementu.

Praca zespołowa

Od dawna w iWork można bardzo sprawnie edytować dokumenty przez wiele osób jednocześnie. Może to się odbywać przez internet. To już blisko do idei OpenDoc, jako „zbioru niezależnych” obiektów. Kolejny kawałek pasujący do układanki.
Moim zdaniem nadchodzi czas, w którym idea OpenDoc może zostać reaktywowana i podniesiona na nowy poziom.

Apple’s Future Computer: The Knowledge Navigator

Koniecznie obejrzyjcie cały film. Szczególną uwagę radzę zwrócić na demo pokazujące obsługę interfejsu hipotetycznego „tabletu” (w drugiej połowie). Cały czas pamiętajcie, że to początek lat 90. XX w. To 25 lat temu!

Polecam też lekturę w Wikipedii: OpenDocCyberDog 

Jaromir Kopp

Użytkownik komputerów Apple od 1991 roku. Dziennikarz technologiczny, programista i deweloper HomeKit. Propagator przyjaznej i dostępnej technologii. Lubi programować w Swift i czystym C. Tworzy rozwiązania FileMaker. Prowadzi zajęcia z IT i programowania dla dzieci oraz młodzieży, szkoli też seniorów. Współautor serii książek o macOS wydanych przez ProstePoradniki.pl. Projektuje, programuje oraz samodzielnie wykonuje prototypy urządzeń Smart Home. Jeździ rowerem.
Komentarze (1)
L

1 komentarz

  1. MDW

    Idea bardzo fajna. Nie miałem pojęcia, że taki standard próbował kiedyś zaistnieć. Szkoda, że na świecie najczęściej przyjmują się gorsze rozwiązania.