Moja wewnętrzna intuicja zawsze wypierała to, o czym mówi się za dużo i za głośno. Jak ktoś cały czas mi opowiada, że gdzieś mogę czuć się bezpiecznie, wówczas intensywnie zaczynam rozglądać się na boki. Kiedy w słuchawce słyszę pewny siebie głos zapewniający mnie o tym, że to „wyjątkowa okazja”, zazwyczaj wciskam czerwony przycisk. Setki aplikacji monitorujących i wyszukujących złośliwe oprogramowania poklepują mnie po ramieniu, gwarantując spokój. Zdecydowanie za dużo w tym wszystkim jednego słówka, które ma wygasić moją czujność i zwracanie uwagi na to, co dzieje się wokół mnie.
„Pamiętaj” — krzyczeli — „zawsze miej aktualne oprogramowanie. Twoje hasła muszą być trudne. Bacz, w co klikasz, bo po dotknięciu linka możesz nabawić się infekcji wirusowej!”. Te natrętne nagabywania sprawiły, że wybrałem platformę Apple. Tu czułem się bezpieczny. Korzystając z systemu operacyjnego, którego historia sięga platformy BeOS, zapewniałem sobie bezpieczeństwo. Tak, teraz też się z tego śmieję.
Pod koniec roku uświadomiłem sobie,
że za oprogramowaniem Apple też stoją ludzie. Może nie do końca rozgarnięci, bo kto pozwala na zalogowanie się do konta szefa komputerów — root — bez podania hasła? Jednak wpadki zdarzają się każdemu. Nie zauważyłem, aby ktoś wykradł mi zdjęcia z wakacji, moje głęboko skrywane plany publikacyjne czy listy zakupów wysyłane przez żonę. Nawet konto bankowe nie zostało tknięte, chociaż nie sądzę, aby trud włamania się do mnie wart był wysoko płatnej robocizny hackera. W rozmowach z przyjaciółmi unikałem tak miłego tematu bezpieczeństwa w macOS. Szybka aktualizacja pozwoliła zachować twarz… na krótko.
Z początkiem nowego roku każdy z nas ma jakieś postanowienia
Przyznam się wam, że obiecałem sobie zmienić mój pakiet standardowych haseł na inne. Nabyłem nowy dysk twardy, aby podłączać go do komputera i systematycznie tworzyć archiwum. Rok 2018 zacznijmy bezpiecznie, powtarzałem jak mantrę. Internet jest naszym sprzymierzeńcem, ale nigdy nie wiesz, kto siedzi po drugiej stronie. Czasem zapędy paranoiczne pozwolą nam dłużej przetrwać, wszak ci, co się bali i uciekali najszybciej, podobno przetrwali w czasach zagłady dinozaurów. Jakże cieszyłem się, że będę mógł być wzorowym przykładem użytkownika komputerów. Świadomy zagrożeń. Przygotowany na najgorsze. Na wszystko, tylko nie na wymianę procesora w laptopie.
Intel powiedział, że jego procesory nie są bezpieczne
Ot tak. Nie i koniec! Człowiek obeznany z wiedzą o tylnych wejściach i łamaniu kodów będzie mógł wyciągnąć ode mnie dane z dysku, zapisać hasła, jakich używam w internecie, ogólnie — może zrobić, co tylko chce i to bez mojej wiedzy. Na robaka o nazwie Spectre katar złapały również procesory AMD i ARM. W skrócie… wszyscy używający komputerów oraz w ogromnej większości smartfonów. Nikt nie jest bezpieczny. Najlepszym dowcipem całej tej sytuacji jest fakt, że problem jest znany od miesięcy. Dziś pojawiają się już aktualizacje, które potrafią kosztem wydajności procesora oddalić w czasie fakt, że znów ktoś złamie to zabezpieczenie. Nieważne, jakiego systemu używasz, jakie aplikacje antywirusowe masz zainstalowane. Ważne jest, że mamy dziurę, przez którą co jakiś czas będzie nalewać się woda, bo każda łata opasująca komputer żeglujący po odmętach sieci z czasem przecieka.
Są też i dobre strony tej sytuacji. Jeśli do tej pory nikt nie ukradł Ci poufnych danych, jakie masz na komputerze, to jest duża szansa, że ci odpuści. Przez te kilka miesięcy, gdy aktywne były luki Spectre i Meltdown, każdy z nas był narażony na atak. Albo Twoje informacje fruwają już gdzieś w sieci, albo może zwyczajnie nie jesteś celem wyrafinowanych akcji hackerskich. Mnie smuci fakt, że nie powiedziano mi wcześniej o tym zdarzeniu. Nie lubię, jak ktoś ma przede mną tajemnice. Czy jednak coś by się zmieniło? Jestem tak samo leniwy jak wcześniej. Uwielbiam swobodnie przeglądać sieć bez nadmiernego dbania o swoją prywatność. Dziś muszę sobie uświadomić tylko jedno. Żeby być bezpiecznym w sieci, muszę z niej wyjść.
Tekst oryginalnie pojawił się w numerze 1/2018 Mój Mac Magazyn.
„Korzystając z systemu operacyjnego, którego historia sięga platformy BeOS”
Mały drobiazg – BeOS był rozważany przez Apple, ale koniec końców stanęło nad wciągnięciem na pokład Steva Jobsa z jego platformą Next. Historia sięga raczej NextSTEP a kopiąc głębiej BSD
https://www.reuters.com/article/us-china-apple-icloud-insight/apple-moves-to-store-icloud-keys-in-china-raising-human-rights-fears-idUSKCN1G8060 – jak apple sprzedaje swoich klientów rządowi…
A teraz informacja że dane z iPhonów są na serwerach google. Następna ściana runęła. Dramat.