Autorem tekstu i zdjęć jest Jacek Łupina właściciel Apple Muzeum.
Apple w swojej 40-letniej historii wielokrotnie zachwycało swoimi produktami oraz innowacjami technologicznymi. Legendarna firma z Cupertino przez wielu nienawidzona, a przez pozostałych uwielbiana, zmieniła styl życia wszystkich. Stała się symbolem ponadczasowego designu oraz systemów operacyjnych i wyznaczyła nowe horyzonty dla wszystkich kreatywnych użytkowników, którzy potrafili ten potencjał wykorzystać. Ostatnie 18 lat pokazało, jak silna jest pozycja marki na rynku technologii i właśnie te dwie dekady zostały udokumentowane niezwykłymi zdjęciami w najnowszym wydawnictwie sygnowanym przez Apple — „Designed by Apple in California”.
Nie śledzę systematycznie witryny Apple.com i nie miałem pojęcia o przygotowywanej publikacji. Gorący news dotarł do mnie przez facebooka od mojego kolegi Marcina Kaźmierczaka (polecam jego pasjonującą ogromną kolekcję pionierskiej polskiej myśli technologicznej, zwłaszcza komputerów i peryferiów, które można zobaczyć na stronie www.elwro800junior.pl). Z ciekawością odpaliłem YouTube’a z promocyjnym klipem, w którym Jony Ive z charakterystycznym angielskim flegmatycznym namaszczeniem wyginał się nad wielkim białym albumem i opowiadał o nim. A jest to album niezwykły, nienagannie wydrukowany w Chinach, ale na specjalnie zmielonym niemieckim papierze. Brzegi kartek pokryte są metalizującą srebrną farbą i przywodzą na myśl dawne książeczki do nabożeństwa lub ozdobne wydania Biblii. I chyba taka była intencja wydawcy, aby przyszły nabywca, który zdobędzie się na uszczuplenie swojej karty kredytowej o kwotę 299 dolarów (plus droga przesyłka) otrzymał do ręki dzieło wielkie (41,5 × 33 cm), niezwykłej wagi, stanowiące powód do dumy z posiadania unikatowej obrazkowej biblii Apple. Całe szczęście, że zdecydował się również na wydanie trochę mniejszego formatu (33 × 26 cm) w cenie 199 dol. Tę wersję kupiłem pierwszego dnia sprzedaży przez Apple Store.
Z wielkim niepokojem czekałem nadejścia paczki, doświadczony wieloma perypetiami z uszkodzonymi przesyłkami. Dostarczona paczka oczywiście miała zgnieciony narożnik, musiała gdzieś w coś uderzyć. Na szczęście właściwe buforowe opakowanie albumu było mniej uszkodzone, po jego otwarciu trafiłem na kartonową koszulkę pomysłowo zamkniętą, której brzegi łączyły się poprzez łukowate nacięcia. Jej wewnętrzna płaszczyzna ma nadrukowane ikoniczne przedstawienia kultowych gadżetów Apple.
Gdy rozchyliłem jej brzegi, pojawiła się biała, płócienna gruba okładka z wytłoczonym nadgryzionym jabłkiem. Metaliczne brzegi kartek lśniły w świetle lamp fotograficznych. Czysty minimalizm. Jedyny napis jest na grzebiecie albumu, również wytłoczony. Trudno przedstawić na zdjęciu te szczegóły i trzeba je specjalnie oświetlić, aby z bieli wydobyć białe detale.
Pierwsze, co zrobiłem po otwarciu grubej okładki, to wciągnięcie nozdrzami jej zapachu. Bardzo lubię zapach świeżej farby drukarskiej (tutaj użyto jej w dziewięciu kolorach) i papieru. Rozbiegówka: czysta szara gruba kartka, potem czysta biała, na następnej malutki tytuł, zaś na trzeciej kartce kolejny malutki napis „Dedicated to Steve Jobs”. Jak podkreśla Jony Ive w przedmowie: „Ta książka nie zawiera wielu słów. Opowiada o produktach, ich fizycznej naturze i o tym, jak były tworzone. Mimo że jest albumem o designie, tutaj nie chodzi o nasz zespół, proces twórczy czy prace rozwojowe nad produktem. To obiektywna reprezentacja naszej pracy, która, co zakrawa na ironię, wyznacza, kim jesteśmy. Opisuje nasz sposób pracy, nadrzędne wartości, zajęcia i priorytetowe cele. Od zawsze pragnęliśmy być definiowani przez to, co robimy, zamiast tego, co mówimy. […] Dla nas wszystkie produkty i projekty upamiętniają upływ czasu. Nie potrafimy patrzeć na to archiwum bez wspomnienia o ludziach i historiach, niezbędnych w tworzeniu tych dzieł. Ja sam nie jestem w stanie patrzeć na to wszystko bez przywołania Steve’a Jobsa. Ta książka jest właśnie jemu poświęcona. Jest ona ciałem dzieła, które nie istniałoby, gdyby nie Steve. Tysiące ludzi, którzy wspólnie pracowali, nigdy nie dostaliby takiej możliwości. Wszystkie te produkty nie zostałyby zaprojektowane, stworzone, użyte. Szczere starania w kreowaniu czegoś wielkiego dla ludzkości, mającego wkład w kulturę i naszą wspólnotę,
nie były zwykłą sentymentalną refleksją. Służyły za naszą podstawową motywację, wzór i cel. Szczerze wierzymy, że to archiwum będzie postrzegane tak, jak to sobie wyobrażaliśmy: subtelna kolekcja złożona z wybranych produktów, które projektowaliśmy przez lata. Mamy nadzieję, że będzie niosła za sobą pewne zrozumienie, dotyczącego tego, jak i dlaczego one istnieją. […]
Pierwsze zdjęcie pojawia się na stronie 15 i przedstawia radosne żelkowe iMaki, w charakterystycznym widoku z góry niczym płatki hipisowskiego kwiatu. Następnie pojawiają się wspaniałe zdjęcia wybranych kultowych modeli komputerów, monitorów, laptopów i peryferiów Apple, które może wielu z was pamięta i miało w swoim posiadaniu. Właśnie jakość zdjęć i wydruku jest ogromnym atutem tego kosztownego albumu. Dla mnie — kolekcjonera, który dokumentuje swoje zbiory i wykonuje autorskie setupy oraz eksperymentuje ze światłem — jest to dzieło bardzo inspirujące i dające wiele wrażeń czysto estetycznych. Podziwiam ogrom pracy włożony w wykonanie takich precyzyjnych zdjęć oraz późniejszą pracochłonną obróbkę graficzną, by odseparować niepotrzebne tło i cienie. Szczególnie wiele wyczucia i dobrego warsztatu widać w zdjęciach wielu przezroczystych urządzeń, jakie były wizytówką Apple.
Tutaj nie ma miejsca na przypadek
Mimo że w opisie wymieniono wiele nazwisk fotografów pracujących nad powstaniem albumu, to w wielu przypadkach mam wrażenie, że prezentowane są jednak zdjęcia renderowane w 3D. Niewątpliwym atutem albumu są pojawiające się anatomiczne przedstawienia wnętrza i podzespołów, o których większość z was nie ma pojęcia. Są też ciekawe prezentacje poszczególnych etapów produkcji, zestaw frezów, powstawania tłoczonych obudów z jednego kawałka aluminium, który następnie poddawany jest wielokrotnej i innowacyjnej obróbce. Wśród nieskazitelnych chirurgicznych wręcz ujęć urządzeń, które jakby dopiero co opuściły linię produkcyjną, pojawiają się też całkiem brzydkie i zniszczone, jak choćby pierwszy model iPhone, który wygląda, jakby używał go weteran operacji w Iraku.
W swojej 40-letniej historii
Apple przygotowało zaledwie trzy albumy. Pierwszym był wydany w 1987 roku „So Far: The First Ten Years of A Vision”, będący podsumowaniem burzliwej pierwszej dekady pełnej sukcesów, ale i porażek młodej firmy z Cupertino. Niedawno udało mi się go zdobyć i postaram się przygotować recenzję na jego temat, gdy tylko dotrze do mojej kolekcji. Druga publikacja firmowana przez Apple Inc. zobaczyła światło dzienne zaraz po powrocie Steve’a Jobsa do Apple w 1997 roku. Nosi tytuł „Appledesign: The Work of the Apple Industrial Design Group”. W chwili pisania tego felietonu licytuję, by ją kupić. Trzecią jest właśnie opisana „Designed by Apple in California”. W swojej kolekcji posiadam jeszcze dwie ważne publikacje podsumowujące niezwykłe, wizjonerskie i perfekcyjne produkty Apple — „Apple Design” wydana w 2011 roku oraz wydany w roku 2013 „iConic” ze zdjęciami Jonathana Zufiego. Obie nie były sponsorowane ani autoryzowane przez Apple Inc.
Ogółem najnowszy Apple Book prezentuje 96 obiektów, od pierwszych iMaców po zamykający zestaw Apple Pencil. Jest to jakby symboliczny przedmiot użytkowy. Za jego pomocą można tworzyć i kreślić kolejne piękne wizje przyszłości. Umieszczenie go na ostatniej stronie jest zapewne pytaniem skierowanym do czytelnika — „A co będzie dalej?”
Artykuł oryginalnie pojawił się w numerze 11/2016 Mój Mac Magazyn
0 komentarzy