Moje ulubione miejsce do dzielenia się opiniami w internecie właśnie kończy swój żywot. Twittera szanowałem za minimalizm wypowiedzi. Dziś ze smutkiem spoglądam na słowotok, jaki zaczyna wynurzać się z tego miejsca. Ubolewam i tęsknię.
Magiczne 140 znaków było fantastycznym kagańcem, który tworzył na Twitterze wyjątkową społeczność ludzi. Nie musieli oni popisywać się swoim krasomówstwem. Byliśmy zmuszeni, aby cały przekaz był szybki i zwięzły. Minimalizm słowa, chociaż z jednej strony traktowany jako ubóstwo wypowiedzi, według mnie zmuszał do przemyślanych słów. Do zdań, które coś wnosiły. Dziś Twitter zaczyna mi przypominać targ przekupek, gdzie każdy chce zakrzyczeć drugiego… bo może użyć do tego dwa razy dłuższych wypowiedzi — 280 znaków.
Uwielbiałem przysiąść z telefonem w ręku i uciekając od rzeczywistości, przeskanować to, co działo się w świecie. Na Twitterze było to absolutnie fenomenalne i wygodne. Gdy wczoraj zasiadłem przed moim Twitterem, poczułem dyskomfort. Skończyła się era błyskawicznego czytania treści i możliwość ogarnięcia całego świata informacji przy użyciu kilku ruchów palcem po ekranie telefonu. Dziś muszę wykonać dwa razy cięższą pracę, aby dotrzeć do tych samych informacji.
Twitter stracił swoją największą wartość — wygodę konsumpcji treści. Właśnie to sprawiało, że ludzie chcieli tu być. Była to ogromna przeciwwaga dla rozdętego Facebooka. Druga strona internetowych mediów społecznościowych. Dziś Twitter pozbywa się swoich korzeni, co w efekcie zabija jego wyjątkowość. Miałem swoją małą skromną gałązkę w sieci, z której mogłem szybko i treściwie ćwierkać do innych. Miałem swojego Twittera. Będę tęsknił.
Artykuł oryginalnie pojawił się w numerze 10/2017 Mój Mac Magazyn
Ja tak nie uważam. Wiele razy przydałoby mi się właśnie 150 czy 200 znaków żeby kulturalnie skończyć myśl nie uciekając się do „gimbazjalnych” skrótów czy pomijania przecinków (brrrr). 280 znaków to nadal nie jest dużo ale człowiek spokojnie napisze to co chce powiedzieć. Czasem to zajmie 50 znaków, czasem 150, czasem 250. To jest teraz nieistotne – po prostu o tym nie myślę. Limit 280 wcale nie oznacza, że każdy tweet od razu ma 280 znaków. Wręcz przeciwnie – niezbyt często się takie trafiają. No i wreszcie zniknęły te koszmarne słowotoki pocięte na części i oznaczone: 1/3, 2/3, 3/3. Nienawidziłem tego. Myślę, że 280 znaków to całkiem fajny kompromis, który Twittera nie zepsuł, nadal można go wygodnie przeglądać, a jednocześnie sprawił, że pisanie jest wygodniejsze.
Tak więc moim zdaniem nie jest źle i nie będzie jeżeli kiedyś nie zmienią nam tych 280 znaków na więcej. 🙂
Ci którzy dziś używają TT mają jeszcze odruchy utrzymania na wodzy rozpiętości słowa. Ale przyjdą inni, młodzi z możliwościami zagadania innych w nadmiernym potoku słów. Przestaję to lubić 🙁
Twitter to dobre medium dla minimalistów, jak świetnie zauważyłeś. Uczył ludzi konkretnych i precyzyjnych wypowiedzi. Ja tego próbuję uczyć na innych mediach. Buduję grupę „Minimaliści” na FB i tworzę z niej centrum wymiany wiedzy i dobrych praktyk minimalizmu 🙂
Dzięki za ciekawy artykuł 🙂