Od wielu lat zdecydowana większość muzyki, jakiej słuchamy, jest dystrybuowana i magazynowana cyfrowo. Wyjątek stanowią przeżywające pewien renesans płyty winylowe, ale to nadal margines. Problem polega na tym, że nasze ucho działa w sposób „analogowy”, czyli po drodze, i to jeszcze przed membranami w słuchawkach czy głośnikach, „coś” musi zamienić muzykę zapisaną cyfrowo na sygnał analogowy (prąd) napędzający przez wzmacniacze wspomniane membrany. Tym czymś są przetworniki cyfrowo–analogowe zwane w angielskim skrócie DAC (Digital–Analog Converter).
Choć użytkownicy sprzętu Apple są w dość komfortowej sytuacji, ponieważ Apple nie stosuje najtańszych przetworników, to do jakości HiEnd sporo im brakuje, a dodatkowo nie radzą sobie z najwyższymi częstotliwościami próbkowania dźwięku i rozdzielczościami większymi niż 16-bit stosowanymi w pogoni za jakością i wrażeniami „analogowymi”. Nie „napędzą” też słuchawek o wysokiej oporności, która często występuje w sprzęcie HiEnd. Na szczęście są rozwiązania alternatywne.
Panaceum na wspomniane dolegliwości jest RHA DACAMP L1, kieszonkowy przetwornik cyfrowo–analogowy z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym i korektorem o wyjątkowej jak na rozmiary jakości, nie tylko dźwięku zresztą.
RHA DACAMP L1 – co to jest i co potrafi?
Wewnątrz metalowego pudełka o wymiarach 118 x 73 x 20 mm, które wyglądem i wykonaniem wpisuje się w najlepsze standardy sprzętu HiEnd (bo każdy koneser dźwięku wie, że wygląd również ma znaczenie), znajdują się dwa procesory dźwięku, osobne dla każdego kanału, mogące obsłużyć sygnał cyfrowy nawet o próbkowaniu 384 kHz 32-bitowym lub w jednobitowym formacie DSD 11,2896 MHz (DSD256). Za nimi są dwa wzmacniacze klasy AB o mocy, która pozwoli „napędzić” nawet słuchawki o oporności 600 Ω (a 300 Ω to na pewno).
Urządzenie z założenia mobilne zostało jednak wyposażone w funkcje pozwalające na użycie go w wielu konfiguracjach, w tym „stacjonarnych”. Sygnał możemy do niego wprowadzić na cztery sposoby: analogowo (pełni wtedy rolę wysokiej jakości wzmacniacza słuchawkowego), przez cyfrowe wejście optyczne mini-Toslink (w gnieździe analogowym) lub przez dwa gniazda USB. Jedno z nich to microUSB stosowane przy podłączaniu do komputera lub nieapplowskich smartfonów oraz służące do ładowania wbudowanego akumulatora, bo DACAMP L1 ma własne źródło zasilania na 10 godzin mobilnej pracy. Gniazdo USB A jest przeznaczone do podłączania iUrządzeń za pomocą kabla USB-lightning. Wspomniany akumulator o pojemności 4 Ah potrafi również pełnić funkcję power banku dla iPhone’a. Niestety, musimy wybrać albo ładowanie iPhone’a, albo słuchanie.
W zestawie w eleganckim pudełku dostajemy urządzenie, kabel microUSB–USB A, kabel microUSB–microUSB, dwie silikonowe opaski do złączenia przetwornika ze smartfonem w przenośną całość oraz instrukcję. Do iUrządzeń musimy użyć własnego kabla.
Wyjścia mamy trzy: liniowe (aby podpiąć do wzmacniacza i cieszyć się dźwiękiem z wysokiej jakości DAC, np. w sprzęcie stacjonarnym), słuchawkowe mini Jack i zbalansowane 4-pin Mini XLR (tego ostatniego nie miałem okazji wypróbować).
Konstrukcja poza tym, że jest elegancka, została dobrze przemyślana. Prawie cała obudowa jest z anodowanego aluminium, wyjątkiem są trzy boki wykonane z mocnego lekko „gumowatego” w dotyku tworzywa. Znajdują się na nich złącza i elementy sterujące. Małym suwakiem wybieramy wejście dźwięku (jeden z dwóch portów USB lub analogowo–optyczne). Na dłuższym boku mamy trzy schowane za metalową listwą, ale bardzo wygodne i łatwe do zlokalizowania nawet w kieszeni pokrętła. Jedno sterujące czułością (gain: low, mid, high) i włączające tryb ładowania oraz osobne dla basów i sopranów o zakresie korekty od -3 do +9. Włączanie i regulacja głośności odbywa się za pomocą obracanego palcem cylindra ukrytego we wgłębieniu. Jest to wygodne i zabezpiecza przed przypadkowymi zmianami (pamiętajmy, że RHA DACAMP L1 to również, a może przede wszystkim urządzenie mobilne), jednak gdy mamy podłączone słuchawki o niskiej oporności, należy posługiwać się nim delikatnie, aby nie przyjąć po włączeniu nadmiernej dawki decybeli. Pamiętajmy, że po podpięciu RHA DACAMP L1 to on przejmuje za pomocą własnych „trzewi” sterowanie głośnością i regulacja z iPhone’a czy w komputerze nie działa.
Wrażenia
Urządzenie nie jest za ciężkie, choć bardzo solidne, ani zbyt wielkie. W połączeniu z iPhone’em 7 Plus mieści się w kieszeni dżinsów, jednak trzeba być już ostrożnym. W domowym użytku jest bardzo wygodne zarówno ze sprzętem mobilnym, jak i z komputerem. Jednak najważniejszy jest dźwięk.
Wbrew moim „narzekaniom” na powszechnie stosowane sposoby zapisu dźwięku nawet Apple Music wiele zyskuje po zastosowaniu RHA DACAMP L1. I to niezależnie od tego, jak dobrych słuchawek używamy. Oczywiście im lepsze, tym więcej niuansów dźwiękowych się pojawia, ale nawet analogowe Ear Podsy zyskały. Jednak najczęściej używałem z przetwornikiem słuchawek aspirujących z powodzeniem do roli profesjonalnych monitorów odsłuchowych, dokanałowych RHA CL750, wielkich, zamkniętych Brainwavz HM5, również zamkniętych Audio-Technica ATH-M30X oraz małych dokanałowych RHA S500i. Wszystkie wyraźnie zyskiwały względem podłączania do iPhone’a czy MacBooka. Dokonałem też eksperymentu, podpinając jako przetwornik DACAMP L1 do resztek po kinie domowym i nawet niewprowadzeni w temat domownicy zauważyli różnicę (zazwyczaj podłączałem tam iPad 2). Na iPhonie słuchałem muzyki z Apple Music oraz płyt CD bezstratnie zapisanych w Apple Lossless lub AIFF, a na komputerze najczęściej za pomocą niezastąpionego VOX, muzyki zapisanej w próbkowaniu osiem razy gęstszym niż standard CD (ponad 352 kHz w 24 bitach).
Co zyskałem? Słuchałem więcej muzyki klasycznej oraz zapuszczałem się (w celach badawczych) na obce mi zazwyczaj strefy popu, a nawet „hip-hopu”. Oczywiście królowały znane mi dobrze utwory z mojej biblioteki. Dźwięk przepuszczony przez RHA DACAMP L1 jest jakby jaśniejszy. Rozjaśnił nawet „ponure”, choć bardzo szczegółowe z zasady Brainwavz HM5. Muzyka nabrała wyrazistości i przestrzeni (być może za sprawą oddzielnych torów dla kanałów). Bez wielkiego wsłuchiwania się zacząłem wyłapywać nieznane mi wcześniej smaczki w „osłuchanych” utworach. Spore wrażenie zrobił na mnie wpływ regulacji tonów na dźwięk. Wcześniej unikałem takich ingerencji, jednak z DACAMP L1 czasem sympatycznie poprawiałem w ten sposób nieodpowiadające mi cechy słuchawek czy samych nagrań. Mocno zaskoczyła mnie zmiana w niskich tonach. Niezależnie od charakteru utworów bas stał odczuwalny na wielu poziomach. Odkryłem nieznane wcześniej smaczki w zakresie niskich częstotliwości. Wysokie tony (choć już słabo pamiętam czasy, gdy jako młodzieniec słyszałem 22 kHz) jak całość dźwięku zostały ożywione, ale bez „świergolenia”. Ogromnie miło zaskoczyła właśnie w tym zakresie muzyka Ennio Morricone ze „spaghetti westernów”.
Podsumowując: słuchając muzyki przez DACAMP L1, czułem się jak okularnik (jestem nim), który po przebudzeniu w końcu odnalazł i założył swoje „bryle”.
- Moc wyjściowa: 300 mW (16 Ω), 28 mW (300 Ω)
- Oporność wyjściowa: 2,2 Ω
- THD+N: >0,0018%
- Dynamika: 111 dB
- Częstotliwość próbkowania PCM: 44,1 – 384 kHz; 16, (24), 32-bitowa
- Częstotliwość DSD: 2,8224 MHz (DSD64) – 11,2896 MHz (DSD256)
- Wejścia: 3,5 mm liniowe, USB A, USB micro-B, mini-TOSLINK optyczne
- Wyjścia: 3,5 mm liniowe, 3,5 mm słuchawkowe, 4-pin Mini XLR (zbalansowane)
- Bateria: 4 Ah
- Wymiary: 118 x 73 x 20 mm
- Waga: 233 g
RHA DACAMP L1
- http://audiomagic.pl/wzmacniacze-sluchawkowe/rha-dacamp-l1
- Cena: 2349,00 zł
- Ocena: 4,5 (z 5)
- Plusy: wspaniała jakość dźwięku, pierwszorzędne wykonanie, dużo wejść i wyjść, możliwość użycia w wielu konfiguracjach, mobilność.
- Minus: niemożliwość jednoczesnego użycia w funkcji power banku i przetwornika, brak kabla lightning, „nerwowy” potencjometr głośności.
Super! Jednak pamiętaj, że Tidal to nadal stary format znany z CD, czyli jedynie 44KHz i 16 bitów. W HiRes audio próbkowanie jest znacznie gęstsze