Z Bartłomiejem „Skrzynią” Skrzyńskim, Rzecznikiem Wrocławia ds. Osób Niepełnosprawnych, dziennikarzem, aktywistą i w-skersem rozmawiał Łukasz Banaszak
Bartłomieju, znamy się od kilku lat. Jesteś bodaj najbardziej aktywnym rzecznikiem ds. osób z niepełnosprawnością w Polsce i Europie. Osobą mocno związaną z Wrocławiem, dziennikarzem, społecznikiem i zaryzykowałbym – geekiem korzystającym z nowych technologii. Opowiedz, proszę, czytelnikom, skąd się wzięła u Ciebie pasja do podróży lotniczych?
Wyniknęło to ze szkoły, XVI Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu. Stały tam samoloty. Bardzo lubiłem sporty ekstremalne. Pierwszy raz poleciałem w wieku 17 lat szybowcem. Przypłaciłem to dużym rozstrojem żołądka. Myślę sobie, że niebo i woda, najchętniej ocean i morze są takimi azylami wolności. Potem w naturalny sposób z powodu pracy i pasji podróżowania samolot stał się środkiem transportu, ale też jako autor słowa i programu TVP „W-skersi” (wtedy było miejsce dla merytorycznych audycji). Stąd się wszystko wzięło – z mojego umiłowania miejsc (jak wspomniałem wcześnie,) azyli, w których czuję się jako człowiek turboniezależny.
Jako w-skers jesteś mocno wyczulony temat podróży bez barier. Czy weryfikujesz dostępność miejsc za pomocą aplikacji lub innymi „technologicznymi” sposobami przed podróżą?
Bez wątpienia dzisiaj to absolutnie nie lokowanie produktu, moim miejscem pracy są dwa smartfony. W wersji prywatnej i służbowej iPhone to jest naprawdę moje biuro na co dzień. Osoba z niepełnosprawnością na całym świecie musi być profesorem, jeśli chodzi o logistykę, a te nowoczesne technologie bez wątpienia mi to ułatwiają. Z jednej strony jest to wyszukiwanie połączeń lotniczych, krajowych i zagranicznych, kiedy podróżuję służbowo i prywatnie. Sprawdzam godziny przylotów, kiedy jest to lot łączony, kiedy jest odprawa. Znacząco ułatwia to odprawę osoby z niepełnosprawnością.
Apple userzy dzielą się na kilka kategorii: tych korzystających namiętnie z macOS, małego – iPhone iOS-a i dużego iPadowego iOS-a. Zaliczasz się do bardzo rzadkiej grupy białych jednorożców pracujących iPhone Only. Czy uchylisz rąbka tajemnicy, jakie aplikacje mocno wpisują się w Twój workflow?
To jest dosyć ciekawa historia, ponieważ moja Mama bardzo dba o to, żebym się czuł dobrze, o mir rodzinny, natomiast już od paru dobrych lat rozumie, że to jest ciężka praca, którą wykonujemy za pomocą telefonów. Wracam do tego, że to jest z jednej strony biuro (odbieranie maili, korespondencja, telefony), obecność w social mediach, rozmowy z dziennikarzami… Nie tylko chodzi pokazywanie tego, co się dzieje i co realizujemy na co dzień we Wrocławiu, ale może przede wszystkim chodzi o pomaganie innym ludziom i to się na bieżąco dzieje dzięki mojej nieustannej mobilności związanej z nowoczesnymi technologiami.
Poznałeś większość portów lotniczych w Europie. Czy Port Lotniczy Wrocław wyróżnia się na tle Polski i Europy?
Zacznę od tego, że te doświadczenia są bardzo różne. Po pierwsze jestem świadom, tego, jak zmienił się Wrocław, ale zacząłbym też od doświadczeń na innych portach Lotniczych. Dosyć zabawnym doświadczeniem był ten moment, kiedy polecieliśmy z siostrą na wakacje do Egiptu. To był, nie pamiętam który mój lot z kolei, ale był też z nami na pokładzie w-skers, po raz pierwszy na pokładzie. Z Wrocławia, ze starego lotniska do samolotu niesiono mnie za pomocą ręcznego schodołazu, ale to już było ze 100 lat temu oczywiście 🙂
Myślałem wtedy, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, ale pozwalające w miarę bezpiecznie dostać się na pokład samolotu. Potem, gdy wylądowaliśmy w Egipcie, tamtejszy asystent lotniskowy najpierw za moją namową wyciągnął pierwszego człowieka, który pierwszy raz leciał z samolotem, ale nie widziałem, jak to się działo. Chwilę później przyszedł po mnie, wziął mnie na ręce. Zazwyczaj w ten sposób mężczyźni biorą swoją świeżo poślubioną zonę i przekraczają próg. Zniósł mnie po schodach i posadził na mój wózek w autobusie na lotnisku. Po czym twardym angielskim powiedział: „20 dolars baksysz mein best frend now”. Jak widać doświadczenia, są różne, które pokazują, że różne lotniska na świecie (bo zaraz dojdę do kolejnych) swoją dostępność mają określoną w bardzo selektywny sposób. Nie chcę pastwić się nad Egiptem, bo miałem także nie tylko pozytywne doświadczenia w europejskich portach. Pamiętam, że w Eeast Midlands nad kanałem La Manche, kiedy wracałem z Grand Prix na żużlu w Cardiff, lotniskowy asystent na początek nie wiedział, gdzie zainstalować przywieszkę na wózku. Z tego powodu nie żywiłem dużej urazy, ale gdy zapytałem się, jak dostanę się na pokład samolotu, najpierw mówił mi, że ambuliftem, potem, że nie wiadomo czym, a na koniec powiedział mi, że najlepszy będzie schodołaz, dlatego że świeci słońce i mogę się opalić. Mam też doświadczenia z Paryża, nie chodzi mi o lotnisko pod stolica Francji, ale główne lotnisko Paryż-Roissy-Charles de Gaulle, które w sensie kompetencji dalekie jest do dostosowania do osób o ograniczonej mobilności.
Nie lepiej też było w Charleroi pod Brukselą. Cieszę się, że mogłem uczestniczyć w procesie konsultowania, na etapie projektowym i wykonawczym Portu Lotniczego we Wrocławiu, wedle słów posła Sławomira Piechoty, mającego za sobą ponad 1000 lotów: „jest to obiekt w sensie dostępności bardziej poza normy europejskie”. Konsultowaliśmy z Prezesem Lotniska Dariuszem Kusiem rozmieszczenie parkingów dla pojazdów osób niepełnosprawnych, punktów przywoławczych z przyciskami na dwóch poziomach, dla osób na wózku i o kulach. Wyspy, gdzie siedzą asystenci. Obniżone blaty przy odprawie bagażowej, przy centrum zaginionego bagażu. Rozmawialiśmy też z Prezesem na temat zakupu ambuliftu, czyli specjalnej ciężarówki, dzięki której mogę wsiąść na pokład samolotu i z niego wysiąść. To nie jest tani zakup, nie tani, ale czasem tworzenie przestrzeni bez barier wymaga kosztów. Poza tym każdego roku wspólnie z organizacjami pozarządowymi przeszkalamy obsługę Portu Lotniczego Wrocław. Zawsze to podkreślam, że nie odbyłoby się to we Wrocławiu, gdyby nie wsparcie szefa – Rafała Dutkiewicza. Cieszę się, że 2 lata temu przed piłkarskim Euro we Francji po mojej prezentacji na Stade de France Wrocław był komplementowany za kompleksowe podejście do kibiców z niepełnosprawnościami. Konferencja bowiem dotyczyła przygotowań do Euro bez barier: że nie chodzi tylko o dostępny stadion, ale komunikację,więc przede wszystkim dostępny Port Lotniczy Wrocław.
Jak Port Lotniczy postrzegają, uczestniczy XV Międzynarodowego Turnieju na wózkach, Wrocław Cup pod honorowym patronatem Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza?
Zarówno rozstawiony Japończyk, bo to jest top 10, jeśli chodzi o ranking światowy, jak i pozostali uczestnicy tego wyjątkowego wydarzenia, bo pytasz, o Wrocław Cup, podkreślali, że Port Lotniczy Wrocław jest miejscem niezwykle przyjaznym, co w wypadku tenistów w-skersów ma niebagatelne znaczenie. Dlatego mianowicie, że tenisiści podróżują z dwoma wózkami, z jednym, na którym grają, i drugim, na którym się przemieszczają. Zatem wiele niuansów podczas wsparcia takich pasażerów jest niezwykle istotnych. Dlatego też organizatorzy turnieju, Dolnośląskie Stowarzyszenie Sportowców Niepełnosprawnych „Aktywni Wrocław”, wyrażają wdzięczność dla tego obiektu i jego szefostwa.
Zawsze, kiedy przechodzę przez bramki odprawy, czuję się, jakbym wchodził w inny świat, najlepiej jest oczywiście we Wrocławiu, bo pani celnik zapyta „Panie Bartku, dawno Pana u nas nie było”, a w istocie nie latałem w ciągu ostatnich dwóch tygodni, ale lubię ten stan, kiedy unoszę się nad ziemię. Jest to też dla mnie szansa, gdy na przykład lecę nad Pirenejami, żeby gdy pilot „pomacha skrzydłami” pozdrowić tych, których już nie ma. To dla mnie ważne, żeby uczcić ich pamięć i przemieścić się w kompletnie inne rejony. Gdy ląduję na Fuerteventurze, Teneryfie, w Maroku, nasiąkam tamtejszymi kulturami. Chcę je chłonąć, słyszeć inne języki. Właśnie ostatnio zdałem sobie sprawę, że często mi pomaga znajomość słowa „słomka” w kilku językach 🙂 Dzisiaj znam je w języku hiszpańskim, włoskim, czeskim, niemieckim, ukraińskim i oczywiście angielskim. Czyli w głównych nowożytnych językach.
Pragnę dotykać innych przestrzeni architektonicznych i nowych smaków. Mam w sobie taką potrzebę, żeby raz na kwartał, najdalej na pięć miesięcy być w innym miejscu świata niż Polska, ale zawsze z pewnością, że chcę i kocham wracać do mojego europejskiego Wrocławia, otwartego na inne kultury. Bo to tutaj chcę rozliczać swój podatek PIT, nie wyrzucać śmieci na ulicę, nie krzyczeć na innych użytkowników drogi, uśmiechać się i rozmawiać z muzułmanami, katolikami itd. Różnić się pięknie, bo tak rozumiem nowoczesny patriotyzm.
Wywiad pochodzi z lipcowo- sierpniowego wydania Mój Mac Magazynu.
0 komentarzy