19 lat temu zobaczyłem pierwszą reklamę Apple w polskiej prasie. Wyglądała ona mniej-więcej tak:
Oczywiście, w tamtym czasie już całkiem sprawnie funkcjonował internet, można było w nim znaleźć strony większości głównych korporacji IT. Strona Apple wyglądała tak:
A ja, na ostatnim roku studiów tak:
Jak widać ze swoim najnowszym applowym nabytkiem: iMacG3. Był to komputer, który zmienił świat. Całkowicie inny, kolorowy, bondi blue. Byłem właścicielem trzeciej rewizji sprzętu, tzw. rev C. W miejsce oryginalnego procesora PowerPC G3 233 MHz mój miał już 350 MHz, 32 MB RAM zaś grafika dysponowała 6 MB pamięci VRAM. Komputer, jak poprzednie, dysponował 2 portami USB, modemem i kartą sieciową. W moim dodatkowo pojawiły się 2 porty Firewire, dzięki którym można było podłączyć kamery cyfrowe oraz AirPort. Wtedy nie posiadałem jeszcze routera wifi, były one wtedy wielką rzadkością i kosztowały fortunę. Z siecią łączyłem się modemem przez numer dostępowy TPSA.
Wisienką na torcie był napęd cd w wersji slot-in, czyli szczelina na napęd w miejsce szufladki, na którą tak wściekał się Steve Jobs. Od samego początku komputer pozbawiony był stacji dyskietek. W zamian dodawano usługę sieciową iTools, z pierwszym e-dyskiem (iDisk) o pojemności 20 MB. Działanie usługi było dość problematyczne, ale, jak na tamte czasy, był to prawdziwie pionierski ruch. Komputer obsługiwał też z marszu pendrive’y. To było coś.
iMac G3 dostarczany był w zestawie z kolorową klawiaturą oraz najgorszą myszką wszechczasów, potocznie zwaną krążkiem hokejowym. Posiadała ona tylko jeden przycisk ale jej główna wada leżała gdzie indziej. Za każdym razem chwytało się ją inaczej, przez co kursor poruszał się w niemożliwym do przewidzenia kierunku. Producenci akcesoriów szybko wyczuli interes i oferowali na nią nakładki. Ci, którym zależało na komforcie, wymieniali ją na starcie na dowolną inną.
Mój własny
Swojego iMaca nabyłem w dość nieoczekiwany sposób. Prowadzący kafejkę internetową w pobliskim mieście, zgodził się wymienić swojego iMaca na mojego dwumiesięcznego peceta z procesorem AMD K7 Athlon 1 GHz. Pomimo zamiany, to istne „cudo techniki” musiałem spłacać przez kolejnych 10 miesięcy… Był to najszybszy i zarazem najgłośniejszy pecet na całym osiedlu. Gdy go włączałem wyły psy sąsiadów. Potrafił zagłuszyć pracującą pralkę i odkurzacz jednocześnie. Posiadał też jeden wielki problem: procesor był tak szybki, że po rozpędzeniu do pełnej mocy po prostu zawieszał komputer. Jedyne co mu pomagało, to trwałe obniżenie taktowania, ale właścicielowi kafejki to nie przeszkadzało. W internecie komputer sprawdzał się świetnie, pracował płynnie, a blue screeny nie pojawiały się częściej niż na innych składakach.
W ten sposób wszedłem w świat Apple, gdy nie było to modne. Nie trzeba było się lansować, bo zresztą i jak? Facebook, Twitter czy Instagram jeszcze nie były nawet w planach. W Polsce mało kto, poza garstką osób zapisanych do listy dyskusyjnej Szarlotka, wiedział co to za sprzęt. Jedynie naklejki na autach wyróżniały właścicieli. Podobnie jak dziś.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dziś mamy 19 urodziny komputera iMac. Wpłynął on na wiele osób, kreując często ścieżką ich życia. Bez wątpienia można go zaliczyć do jednych z najważniejszych wynalazków ludzkości. Umożliwił wielu osobom realizację pasji, znacznie poszerzył horyzonty.
Dzięki iMovie ukształtował pokolenia amatorów wideo, GarageBand wpłynął na rzesze muzyków. Na nim fach zdobywali fotograficy. Wszystko nagle stawało się prostsze i szybsze, zupełnie inaczej niż na Windows. Do tego był piękny, niezawodny i niepowtarzalny.
Już za rok okrągłe 20 urodziny i specjalny prezent jubileuszowy w postaci iMaca Pro. Mam nadzieję, że sprzęt ten nadal będzie posiadał ducha kreatywności swojego dalekiego, zielonego przodka i tak samo wpływał na kolejne młode pokolenia MacUserów. Czego sobie i Wam życzę.
PS.
Keynote z prezentacją iMac G3 możecie obejrzeć np.: TUTAJ.
0 komentarzy