Bardzo lubię oglądać show Jimmy’ego Kimmela. Zdarzają się oczywiście odcinki lepsze i gorsze jednak jest to zdecydowanie moje ulubione late night show – format jakiego nie doczekaliśmy się jeszcze w Polsce (Kuba Wojewódzki to trochę inna bajka, najbliżej był chyba Szymon Majewski, a za naszą zachodnią granicą w latach 90-tych Thomas Gottshalk). Dwa tygodnie temu odniosłem wrażenie iż nowe odcinki pokazują się rzadziej, a telewizja nadaje powtórki. Sądziłem iż Jimmy wziął sobie wolne,wobec zbliżającego się terminu narodzin potomka – była to prawda lecz nie cała. O tym co się stało dowiedzieliśmy się w emocjonalnym wystąpieniu w programie nadawanym 1 maja. Zanim napiszę kolejne akapity obejrzyjmy.
I muszę przyznać, że mnie z zaskoczenia zatkało. Może dlatego iż Jimmy uzmysłowił mi banalną prawdę iż nieważne kim jesteśmy, na jak wysokich stanowiskach urzędujemy los może nam w każdej chwili zgotować przykrą niespodziankę. I ludzie, których oglądamy na ekranach kin i telewizorów, chociaż zdają się nam tak odlegli i niedostępni to są właśnie ludźmi z krwi i kości zmagającymi się z własnymi problemami wcale nie innymi niż nasze. Nie wiemy kiedy zobaczymy znów na ekranie Brada Pitta, który niedawno po raz pierwszy ujawnił w wywiadzie swoją walkę z alkoholowym nałogiem. Stres w blasku jupiterów i związane z tym nadużywanie środków pobudzających kosztowały życie Prince’a i Whitney Houston a wcześniej chociażby Janis Joplin.
I jakoś łapałem się na myśli, że przecież w życiu takich ludzi jak Kimmel, którzy od lat nas rozbawiają, komentując naszą skomplikowaną rzeczywistość dużą dawką ironii, nic złego nie może się stać bo byłoby to niesprawiedliwe.
Cała historia, która tym razem zakończyła się happy-endem ma też swój wymiar polityczny. Administracja nowego Prezydenta zamierzała okroić budżet służby zdrowia, jako część planu walki z Affordable Care Act uznając ją za socjalistyczne eksperymenty niedozwolone w kraju, w którym z radzenia sobie samemu uczyniono cnotę. Na szczęście zmiany te nie przeszły w Kongresie a nawet wydaje się iż wydatki na służbę zdrowia zostaną zwiększone co ma ogromne znaczenie dla przypadków takich jak synek Jimmy’ego. Warto bowiem pamiętać, że taka wada serca to pre-existing condition i przed ObamaCare niektórzy ubezpieczyciele za taki stan uznawali NAWET CIĄŻĘ (sic!) odmawiając refundacji kosztów porodu i opieki okołoporodowej!
I Kimmel ma rację, mówiąc że nie można skazywać na cierpienie i śmierć niewinnego dziecka ze względu na poglądy polityczne. Opieka zdrowotna to zdobycz cywilizacyjna i jej funkcjonowanie powinno być elementem zgody narodowej. Warto by politycy na każdej szerokości geograficznej przyswoili to sobie, także w Polsce.
Czytelnicy mieszkający w USA mogą pod tym adresem wpłacić dotację na Szpital Dziecięcy w Los Angeles.
Late night to faktycznie fajny format, rzadko oglądam całość, natomiast czasami puszczam sobie kawałki z kanału Fallona na YT (jakoś bardziej mi pasuje niż Kimmel, ale obaj są lepsi niż szambo w polskiej TV.)
Sama historia – ok, to jest dla niego ważne, podzielił się tym w swoim programie, super. Fajnie, że nie zapomniał o podziękowaniach dla obsługi szpitalnej i bliskich, którzy go wspierali w tych trudnych chwilach. Nie podoba mi się natomiast, że to zdarzenie jest wykorzystywane „de facto” do bieżącej walki politycznej. Osobiście uważam, że nie ma takiej możliwości by wszyscy mieli zapewnioną opiekę medyczną na najwyższym poziomie. Wynika to choćby z tzw. problemu krótkiej kołdry. Nie ma tylu lekarzy, takich zasobów by to udźwignąć nie obcinając gdzie indziej. Poza tym albo kosztowałoby to olbrzymią kasę (i kraj by padł) albo pracownicy w sektorze zdrowia by musieli przejść na minimalną. Niestety, nie da się zapewnić wszystkim obywatelom opieki zdrowotnej na wysokim poziomie, a już na pewno nie w Polsce. To czy różne uwarunkowania istniejące („pre-existing conditions”) są debilne czy nie to osobna sprawa, którą Amerykanie będą musieli rozwiązać.