Dzisiaj miała miejsce premiera poważnej „maszyny do pisania”. Mowa oczywiście o Scrivener dla iOS. Z zakupem wahałem się jakieś 15 minut, a powód był jeden – za słabo znam wersję na macOS, zacząłem na niej pisać raptem dwa teksty, których jeszcze nie ukończyłem.
Co mnie ostatecznie przekonało?
Otóż podczas tego bardzo krótkiego romansu z wersją na Maka zdążyłem pojąć, jak łatwo można budować strukturę i treść rozbudowanego dokumentu, wraz z całą otoczką towarzyszącą twórcy podczas zmagań z przelewaniem myśli na elektroniczny papier.
Wersja na iOS zgodnie z obietnicami twórców oczywiście zachowuje pełne wsparcie dla autora, zatem postanowiłem po wspomnianej chwili namysłu stać się właścicielem własnego elektronicznego egzemplarza Scrivenera dla iOS.
Oczywiście niniejszy tekst w ramach bliższego zapoznawania się z bohaterem artykułu popełniam prawym kciukiem na moim iPhone.
I powiem Wam, że jest dobrze.
Rozwijać dzisiejszego wpisu do rozmiarów testu nie będę. Powód jest prosty. Poznanie tego “kombajnu” wymaga sporej ilości czasu. Dzisiaj tylko zajawka, która (myślę) zachęci Was do zainteresowania się iOS-ową wersją Scrivenera.
Pełny opis znajdziecie oczywiście wkrótce na łamach Mój Mac Magazynu.
Na zakończenie przestrzegam “niedzielnych pisarzy”.
Mamy do czynienia z produktem o największym zagnieżdżeniu opcji spośród znanych mi edytorów tekstu na iOS (a mam je prawie wszystkie z wyjątkiem produktu Microsoftu) i może początkowo zniechęcać. Jeżeli chcecie tworzyć szybkie, proste, emocjonalne wpisy na bloga, osobiście wybieram i polecam zestaw innego potentata na rynku edytorów.
Tymczasem jest pisane na Scrivener dla iOS 😉
Źródło: Literatureandlatte
0 komentarzy