Tak wiem, wiem. Myślisz, że internet jest darmowym miejscem, gdzie wszystko co leży na stronie jest za darmo. Idę o zakład, że nie jesteś sam z taką teorią, bo hasło „już płacę za internet” pozwala wielu osobom wyciągać tak krótkowzroczne wnioski. Dlaczego? Zakładam, że nigdy drogi czytelniku nie stukałem w klawiaturę próbując stworzyć coś dla swoich czytelników. Myślę również, że obcy jest Ci altruizm i działania z zakresu „dziękuję”. Jednak po części doskonale Cię rozumiem. W internecie jest wszystko czego mi potrzeba do życia pełną piersią rozrywki. Wszędzie mogę przeczytać najświeższe informację, ściągnę najnowsze filmy (czasem przed premierą w kinie), odszukam każdy album, a Google znajdzie interesujące mnie treści. Wystarczy klik, klik, klik…
Czy 1 złoty miesięcznie to duży koszt? Chyba udźwignąłbyś ten wydatek. Ciekaw jestem co by się stało, gdyby Google postanowił pobierać taką opłatę za korzystanie ze swoich usług? Jesteś człowiekiem dojrzałym i wiesz zapewne, że opcje z jakich korzystasz są najzwyklejszymi usługami które świadczy firma z Mountain View. Muszą płacić za serwery, prąd, ludzi którzy nad tym czuwają. Nie zapomnijmy o papierze toaletowym w biurze. Czy chcesz mi powiedzieć, że Google żyje z reklamy i to jest ich główne źródło utrzymania? Zgadzam się, ale zobacz, że funkcje wyszukiwanie nie wzięły się znikąd. Ktoś to wymyślił, wdrożył i dogląda. Uczciwie będzie chyba za wykonaną pracę uiścić 12 złotych rocznie?
Dobrze, im nie zapłacimy. Google to wielka korporacja. Forsy mają jak lodu. Przecież jestem biedniejszy, niech „doją innych jeleni”. A może pomyślisz, jak nie Google to znajdzie się ktoś inny, który za darmo – zero złotych – zrobi to samo. Przecież wszyscy lubimy pracę u podstaw, dla dobra ogółu i ku chwale Twojej czytelniku. Zresztą za co tu płacić.. za coś nieobecnego, nienamacalnego?
Witaj w świecie wirtualnym – w internecie. Ten brak fizyczności jest chyba jednym z głównych bodźców który zawsze mnie dziwił, że można za coś płacić w sieci. Gdy nabywałem album muzyczny, krążek lądował w dłoni, a następnie w odtwarzaczu. Gdy robiłem zdjęcia, zanosiłem je do fotografa, który przekładał je na papier. Kiedy chciałem skontaktować się ze znajomym, siadałem i pisałem na delikatnie szeleszczącej kartce. Dziś to wszystko przestaje być namacalne. Jest po prostu wirtualne.
Sieć powoli przeradza się w skupisko mikropłatności gdzie zaraz będziemy musieli zostawić połowę swoich zarobków. Czy nam się to podoba czy nie, trwa powolna praca nad zmianą naszego postrzegania własności. Dziś żeby mieć, nie musisz niczego ściskać w garści. Klikasz w iTunes i pobierasz na dysk dowolny album. Odwiedzasz wypożyczalnie VOD i płacisz za dostęp do filmów, które nigdy nie pojawią się w Twoim odtwarzaczu. Nawet książki, ten leciwy już sposób przekazywania treści pojawia się w wersji bez kartek.
Sam poddaję się tej fali. Kiedyś nie byłem w stanie pomyśleć, żeby kupić cokolwiek w iTunes – nabywam namiętnie. Kto lubi Spotify ręka do góry! Osobiście nie jestem przekonany, bo wypożyczanie muzyki to nie to samo co mieć album w swojej kolekcji. Nawet tej cyfrowej. A jednak spotykam się z opinią ludzi, że „muzyka na abonament’ jest doskonałym rozwiązaniem. Nie wyobrażałem sobie płacić za możliwość publikowania zdjęć w internecie – dziś używam 500px. Za bezsens uważałem opłaty za możliwość zapisywania notatek w chmurze – mam Evernote Premium. A rozrywka na konsoli w wolnych chwilach? Wielu z nas ma opłacone abonamenty w PS+ czy Xbox Gold. Nie wspomnę nawet o dostępie do aplikacji Adobe – Creative Cloud, pakietu Microsofu – Office 360 lub usługa Autodeska 360. Apple również sprzedaje przestrzeń iCloud.
Malutkimi kroczkami przechodzimy ewolucję. Kończy się era darmowej sieci. Aplikacje zaczną tracić na funkcjonalności – za resztę będziemy musieli zapłacić. Do tej pory wystarczające obszary galerii w internecie zaczną się kurczyć i jedynym rozwiązaniem będzie wykupienie dodatkowej przestrzeni. Tu wydamy 7 Euro na nowy album, tam zakupimy abonament za 25 dolarów na nasze zdjęcia, a dalej zapłacimy 55 zielonych za dostęp do naszych zapisków. Duże firmy już wiedzą w jaki sposób będą zarabiać w sieci – abonament za usługi. Ten kierunek jest już obrany, czy nam się to podoba czy nie. Wydatki związane z internetem trzeba powoli wpisywać do naszego domowego budżetu. Do końca nie jestem przekonany czy jest to słuszna droga. Nikogo to jednak nie obchodzi, bo stałe roczne przelewy z mojej karty kredytowej są ważniejsze dla firm niż to co czuję. Witaj zatem drogi internecie. Witaj!
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.