Targi Macworld zakończone. Nie było mnie w domu 14. USA. Stany Zjednoczone Ameryki. Inny kontynent. Podróż życia powiecie… Mam nadzieję, Nie chodzi tu jednak o wyścig na „czekiny” i posadowienie swojego ego powyżej niestrawnej granicy przyzwoitości „pro blogera”. Jeśli doświadczenie, które nabrałem z tej ekspedycji zmieni mnie i moje podejście do pisania to odpowiem Wam, że tak. Była to cholernie ważna przygoda. Staram się zebrać w jeden wór doświadczenie jakie nabrałem za wielką wodą. Konfrontuję to co mam na własnym podwórku blogosfery-redakcji-Apple-ITp. Mam nadzieję, że to dopiero początek.
Praca
Dałbym sobie 100 do lansu jeśli zebrałbym wszystkie „lajki” na Instagramie, retłity i inne wyrazy uznania i wzdychań typu „chcę tam być”. Jasne, rozumiem Was doskonale. Jednak turystycznych wojaży było zaledwie 2 dni w San Francisco. Większość czasu to targi i praca. Wstawaliśmy około 6:00-7:00 rano. Na miejscu byliśmy około 9:00. Pracę kończyliśmy nawet o 22:00. Pierwszy oddział dwuosobowy ruszał na stoiska szukając najciekawszych produktów. W tym czasie druga załoga przygotowywała teksty, składała film i tłumaczyła. Po dwóch godzinach następowała zmiana bo nogi bolały, w gardle zasychało i trzeba było się posilić. Taki kołowrót trwał do 18:00. Obok sprawności pisarza tekstów zdobyłem plakietkę prezentera i składacza filmów w Final Cut. Klimat w hali Mosconie po kilku godzinach próbował wytrącić cię z ustalonego cyklu dnia. Na powierzchni wystawowej i w pokoju dla prasy nie wpada nawet kropelka światła dziennego. Możesz dostać szajby albo wpaść w „amok”. Zresztą hasło „nie amokujcie” to jedno z najczęściej pojawiających się głosów jakie między sobą rzucaliśmy. No właśnie… ludzie. Wiecie, że to był pierwszy raz gdy spędziłem dłużej niż jeden dzień poza siecią z Tomkiem, Krystianem i Michałem? To dopiero było doświadczenie „egoistycznych blogerów” i „magnata Applowego” 😉 Obcy ludzie, inne charaktery, inne mentalności i … wszystko inne. Nagle zamyka się takich ludzi razem i mówi się im… pracuje zespołowo! Nam się udało (tak Panowie?;-)). Najlepiej sprawdzisz ludzi gdy są cholernie zmęczeni, głodni i mają jeszcze napisać kilka tekstów. Nie pobiliśmy się. Możemy zatem uznać, że nasze trybiki się dotarły. Co również odnotowałem to krótka prawda, że gdy pracuję (tak na serio i ciężko) to nie Tłituję. To jedynie luźna kalkulacja, ale…
Społeczność
Czy Macworld traci na wartości po wycofaniu się Apple z tej konferencji? Zadawałem sobie to pytanie przed odwiedzeniem San Francisco. Czy przypadkiem CES nie przejmuje potencjału tych targów. Odpowiem krótko – nie. Oczywiście Macworld się zmienia. Z rozmów które przeprowadziłem wszyscy mówią, że są to inne targi „po wyjściu” Apple. Nie został jednak zabrany najważniejszy element – duch społeczności Apple. Gdy widzę ludzi którzy od kilkunastu lat tu przybywają przede wszystkim dlatego, żeby się spotkać wiem że Macworld trwa i trwać będzie. Gdy na nich patrzyłem przypominałem sobie MacPiknik. Świetny czas gdzie ludzie mogli wyjść z sieci i usiąść ze sobą przy stole. Poznać się bez cyfrowej otoczki. Wspominam to ostatnie Makowe spotkanie z jeszcze większym bólem, że nic podobnego nie mogło się wydarzyć. Macworld jest takim spotkaniem, czasem społeczności… a raczej społeczników jabłkowego świata..
W przyszłość
Umówmy się, każdy może wsiąść w samolot i polecieć do San Francisco. Macworld to po prostu targi (ok największe targi o Apple), nie zaś odkrycie innych światów. A jednak im zazdroszczę. Użytkownicy sprzętu Apple mają swoje małe święto. Zatęskniłem znów nad pracą w zespole. Zachciało mi się tworzenia czegoś nowego, świeżego. Wyjścia z dziupli mojego (i tylko mojego), prywatnego (aż do przesady) i osobistego (won!) bloga. Praca z innymi ludźmi po raz kolejny uświadomiła mi, że najlepsze pomysły rodzą się w grupie.
Macworld to również obserwacja tego, jak różne wydawnictwa, strony i serwisy mogę ze sobą współpracować. Wszędzie trwa wyścig o najlepsze artykuły ale nie zmienia to faktu, że redaktorzy mogę ze sobą rozmawiać. Znów zazdroszczę im tej swobody. Dlatego przychodzi czas gdy będę gryzł się w język gdy jedna redakcja chce wywołać sztuczny ruch poprzez błędy ortograficzne w swoich tekstach lub niesforne artykuły pani „redaktor”. To jest ich sprawa jak chcą zdobywać czytelników. Czas skupić się na sobie i robić to lepiej.
Co jednak najważniejsze to optymizm jaki wynoszę z Macworld. Począwszy od ludzi jakich tam spotkałem, a kończąc na obrazie jaki kreuje się z godzinnych rozmów z chłopakami. Trzeba brnąć do przodu i robić swoje. To chyba najważniejsze co mam po Macworld. Idziemy pod prąd. Jeśli innym udaje się tworzyć społeczność, która nie ucieka gdy coś poszło nie zgodnie z planem (ucieczka Apple) to nam też się może udać. Jeśli można budować na dobrych treściach i relacjach ponad redakcjami-blogerami, to nam też się to może udać. Warto zatem pisać i próbować tworzyć nasz mały MacŚwiat.
Wszystkie materiały z Macworld znajdziecie tutaj – http://myapple.pl/content/section/2596-macworld.html
PS. O tym, że każdy może polecieć do San Francisco to nie żart. Dużą barierą są jednak pieniądze. Dlatego bardzo doceniam tych, którzy wsparli nas w tym wyjeździe. Dzięki za zaufanie bo wielu firmom nie udało się podjąć tego „ryzyka”.
Wyjazd na konferencję Macworld/iWorld 2013 sponsoruje:
Orange – http://orange.pl/
W konferencji Macworld/iWorld 2013 wspierają nas:
Kupjablko.pl – http://www.kupjablko.pl/
Koszulkowo.com – http://Koszulkowo.com
Organizatorem wyjazdu na Macworld/iWorld 2013 jest:
MyApple – http://myapple.pl/
Oj ale kolega z eteru lepiej ogarnął, u niego codzienne relacje ze zdjęciami i komentarzem, to co się tutaj dopiero powinno dziać, na jednym z pierwszych makowych blogów w Polsce! 😉 A tak na poważnie, to gratuluję przeżycia przygody! Wasza podróż na pewno przysłużyła się zarówno Wam, jak i nam, bo bagaż takich doświadczeń na pewno zrobi z Was jeszcze bardziej pr0. A o tym MacPikniku nie wiedziałem nawet… Świetny pomysł!
Ja nie dałem rady czasowo. Patrz punkt „Praca” 😉
… fajnie, że udało się Wam wrócić przed śnieżycą 🙂 Witamy w domu !!!