Gdy tak spoglądam w rok miniony i zastanawiam się nad medium potocznie zwanym internetem mam złe przeczucia co do kolejnych 365 dni wolności i miłości w blogosferze. Każdy z nas wie, że bloger to człowiek otwarty na nowości, lubiący zmagania i uodporniony jak chiński mur na przeciwne wiatry dobiegające od stada „inaczej myślących” – hejterów (uwielbiam to słowo, używane nagminnie bez większego zastanowienia). Te przeczucia to stagnacja, która w moim mniemaniu wylewa się z każdej analizy internetu, z każdego forum blogerów i niemalże każdego zakątka sieci opisującego ważność blogosfery. A pomysł na podzielenie się tymi spostrzeżeniami zrodził się od pewnego komentarza, który dla mnie stał się laureatem „Wkurw roku 2012”. Niby nic, ktoś chlapnął ale doskonale obrazuje to sporą część polskiej sceny „inernetów”.
Wypowiedź Grzegorza Marczaka zwróciła moją uwagę ponieważ był to ten dzień, gdy opublikowaliśmy odcinek MacGadki z Pawłem Nowakiem. Nie wiem czy był on podyktowany informacją jaką Paweł umieścił u siebie na stronie, że brał udział w nagraniu, nie wnikam. Jednak jeden komentarz dotyka postawy, którą krótko można skwitować – internet to ja, bo jestem wielki:
„no ale po co miałbyś promować słabsze media?”
To stwierdzenia unaocznia mi fakt, że w internecie nie ma już sentymentów. Skończył się okres przyjaźni i wsparcia między blogerami. Przyszedł z daleka upragniony czas liczenia zysków, a przy koryktu sponsorów miejsc wiele nie ma. Trzeba użyć łokci. Pominę, fakt, że Grzegorz doskonale radzi sobie jako własny PRowiec opisując wszem i wobec sukcesy Antyweb. I dobrze, nie mam nic przeciwko mówieniu ludziom ile to unikalnych osób odwiedzało jego stronę, ale i w jego ruchach przeciwko Spidersweb widać pewne napięcie, które osobie „zbawiającej” nasz internet poprzez sukces finansowy zwyczajnie nie przystoi. Ba! Powinien dawać przykład swoją skromną osobą i ciężką pracą (tak?!). Trwa wyścig. Kto pierwszy poda informację, kto ma więcej reklamodawców, kto powie więcej i głośniej. Szum brukowych gazet dotarł już do sieci i widać ta tendencja będzie się pogłębiać.
Dlaczego? Bo może brak jest innym odwagi? Bo się im nie chce? Może są duszeni już na starcie i nie mają zbyt dużego samozaparcia? A może wyniki badań sieci mówią same za siebie.
Ubogość treści… Jeśli Pani Hatalska sama bada blogosferę w 2012 roku i jest w jej ścisłej czołówce to jest to dla mnie coś dziwnego. Nie, nie sugeruję tu manipulacji ale fakt, że nie ma w sieci odpowiedniej ilości tekstów, osób i świeżości. Wciąż te same twarze. Czyli od kilku lat w naszym internecie niewiele się zmienia? Nudy?! Koło się zamyka, a jego punktem wyjścia jest przytaczany na początku komentarz. Nie wiem czy ktoś z naszego guru sieci byłby się w stanie pod nim podpisać. Nie wyglądałoby to za dobrze, bo internet tworzą ludzie… ehhh już Wam pisałem. Fakt jest taki, że boimy się konkurencji. Dusimy konkurencję. I będziemy tak robić w 2013.
Jest wyjście z tego marazmu? Tak, czytelnicy. Jeśli lubisz tekst podawaj go dalej. Nie zawłaszczaj go sobie, ale dziel się nim w swojej społeczności Twittera i Facebooka. Tylko czytelnicy są w stanie nagonić blogerom odwiedzających i tchnąć życie w witrynę. To na was spoczywa odpowiedzialność podawania ciekawych treści dalej. Bez tej świadomości małe blogi wymrą. To jest Wasz obowiązek. Dopiszcie sobie zatem w Noworocznych Postanowieniach – dzielę się ciekawymi wpisami.
Posłałem dalej ^_^ Poproszę o pozdrowienia w MacGadce 😉
Przemku, nie rozumiem dlaczego uważasz ten temat za ważny. Przecież dla mnie, jako czytelnika, jest dostępna megakonkurencja różnych blogów polskich i zagranicznych. Jeśli któryś mnie zainteresuje, wciągam go do swojego czytnika RSS. Jeśli uznam któryś za słaby, z czytnika RSS wylatuje.