Obiad smakował wybornie. Wątróbka trzeszczała w zębach jak nigdy. Widelec przyspieszał z każdym kęsem coraz szybciej, aż do chwili gdy zarył w dno porcelanowej powierzchni. Żona tylko rzuciła zdziwionym wzrokiem znad talerza… „zdążysz, spokojnie”. Nie miałem ochoty jednak czekać ani sekundy. W drugim pokoju działy się ważne sprawy. Nikt nie podejrzewał, że pogoda jest tą wredną z wrednych. A pani burza to… sami wiecie!
Ostatni kęs był gorący. Nie zdążył nawet ochłonąć an półmisku. Kiedy odchyliłem się na krześle aby zebrać tyłek i dokończyć dzieła, okno w suficie przywitało mnie błyskiem. Pomyślałem, że ostatnio sporo pada, jednak nie powstrzymało mnie to przed opuszczeniem pokoju. Delikatnie pogłaskałem umorusaną zupą głowę córki i biegnę. Chociaż do drugiego pokoju mam zaledwie kilka kroków, nie udało mi się tam dotrzeć. Jeszcze stopa nie przekroczyła progu, gdy kolejny refleks przeciął niebo. Cholerna burza – pomyślałem, i spokojnie pobiegłem myślą do komputera – „UPS da radę”. Małe czarne pod biurkiem wytrzymuje jakieś 4 minuty, ale na spadki napięcia wiele więcej nie trzeba. Zaraz przejdzie. Od zakupu tego pudła z akumulatorem nie wyłączam komputera nawet jak na dworze mocno zgrzytają zębami przesiadujący na chmurach wodzowie. Spokojna głowa – to lubię. Córka jak to szalona mała kobitka podbiegła do okna, gdzie zazwyczaj z tatą ogląda to co burza potrafi z siebie wypluć. Dziś jednak tata nie miał czasu, czekała go mała ale ważna instalacja. I tutaj pojawiła się ta myśl, rozterka, czy to dobry moment aby wyjść. W sumie nic się nie działo, to tylko drobne grzmoty. Wzrok skierowany na połowicę mówił jednak co innego. Ten uścisk krzesła nie był zwyczajny, zbyt intensywny i nerwowy. Nie wróżył dobrze mojej ucieczce. Ona, nie mówi jednak nic, bo przy posiłku wyrzuciłem z siebie tyle euforii mówiąc o tym co na mnie czeka, że nie miała odwagi mnie zatrzymać. Czułem, że nie jest to najlepsza chwila, najlepszy moment… może to była zła decyzja… wyszedłem.
Fajna fabuła? Nieźle co! Zaraz zacznę pisać wiersze i rzeźbić w marmurze. Gdy zasiadłem do Maka… nagle trach! Prądu brak! I tak kończy się ta epicka opowieść o czekaniu na Mac OS X Lion. Normalnie szlag człowieka trafia, nigdy, przenigdy nie może być normalnie. Ktoś zapewne wszczepił mi miernik ekscytacji, który po przekroczeniu pewnego poziomu zakrzywia rzeczywistość, a ta rzeczywistość łapie mnie za łeb i wali o mur ile wlezie. Ta dystyngowana czynność sprowadza na ziemię. Zawsze! Zatem radzę, podchodźcie do życia na spokojnie, bo jak was to życie zewrze, to zaczniecie pisać powieści. Aaaaaaa!
PS1. Pisane na resztkach baterii laptopa. Zaraz i ten sprzęt odmówi posłuszeństwa.
PS2. Wybaczcie podniesiony głos na Tłitterku. Depresja!
PS3. Jeśli to czytacie, to wiedzcie, że energia w kablu wróciła. Depresja z braku Mac OS X Lion uwiera.
PS4. Jeśli jesteś czytelnikiem Applefobii wiedz, że to jest wpis żartobliwy. Nie musisz przepisywać mi skierowania na leczenie uzależnień i fanbojstwa. Spójrz raczej na siebie.
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.