^

Czekając na Liona – prawie powieść

Przemysław Marczyński

20 lipca 2011

Obiad smakował wybornie. Wątróbka trzeszczała w zębach jak nigdy. Widelec przyspieszał z każdym kęsem coraz szybciej, aż do chwili gdy zarył w dno porcelanowej powierzchni. Żona tylko rzuciła zdziwionym wzrokiem znad talerza… „zdążysz, spokojnie”. Nie miałem ochoty jednak czekać ani sekundy. W drugim pokoju działy się ważne sprawy. Nikt nie podejrzewał, że pogoda jest tą wredną z wrednych. A pani burza to… sami wiecie!

Ostatni kęs był gorący. Nie zdążył nawet ochłonąć an półmisku. Kiedy odchyliłem się na krześle aby zebrać tyłek i dokończyć dzieła, okno w suficie przywitało mnie błyskiem. Pomyślałem, że ostatnio sporo pada, jednak nie powstrzymało mnie to przed opuszczeniem pokoju. Delikatnie pogłaskałem umorusaną zupą głowę córki i biegnę. Chociaż do drugiego pokoju mam zaledwie kilka kroków, nie udało mi się tam dotrzeć. Jeszcze stopa nie przekroczyła progu, gdy kolejny refleks przeciął niebo. Cholerna burza – pomyślałem, i spokojnie pobiegłem myślą do komputera – „UPS da radę”. Małe czarne pod biurkiem wytrzymuje jakieś 4 minuty, ale na spadki napięcia wiele więcej nie trzeba. Zaraz przejdzie. Od zakupu tego pudła z akumulatorem nie wyłączam komputera nawet jak na dworze mocno zgrzytają zębami przesiadujący na chmurach wodzowie. Spokojna głowa – to lubię. Córka jak to szalona mała kobitka podbiegła do okna, gdzie zazwyczaj z tatą ogląda to co burza potrafi z siebie wypluć. Dziś jednak tata nie miał czasu, czekała go mała ale ważna instalacja. I tutaj pojawiła się ta myśl, rozterka, czy to dobry moment aby wyjść. W sumie nic się nie działo, to tylko drobne grzmoty. Wzrok skierowany na połowicę mówił jednak co innego. Ten uścisk krzesła nie był zwyczajny, zbyt intensywny i nerwowy. Nie wróżył dobrze mojej ucieczce. Ona, nie mówi jednak nic, bo przy posiłku wyrzuciłem z siebie tyle euforii mówiąc o tym co na mnie czeka, że nie miała odwagi mnie zatrzymać. Czułem, że nie jest to najlepsza chwila, najlepszy moment… może to była zła decyzja… wyszedłem.

Fajna fabuła? Nieźle co! Zaraz zacznę pisać wiersze i rzeźbić w marmurze. Gdy zasiadłem do Maka… nagle trach! Prądu brak! I tak kończy się ta epicka opowieść o czekaniu na Mac OS X Lion. Normalnie szlag człowieka trafia, nigdy, przenigdy nie może być normalnie. Ktoś zapewne wszczepił mi miernik ekscytacji, który po przekroczeniu pewnego poziomu zakrzywia rzeczywistość, a ta rzeczywistość łapie mnie za łeb i wali o mur ile wlezie. Ta dystyngowana czynność sprowadza na ziemię. Zawsze! Zatem radzę, podchodźcie do życia na spokojnie, bo jak was to życie zewrze, to zaczniecie pisać powieści. Aaaaaaa!

PS1. Pisane na resztkach baterii laptopa. Zaraz i ten sprzęt odmówi posłuszeństwa.

PS2. Wybaczcie podniesiony głos na Tłitterku. Depresja!

PS3. Jeśli to czytacie, to wiedzcie, że energia w kablu wróciła. Depresja z braku Mac OS X Lion uwiera.

PS4. Jeśli jesteś czytelnikiem Applefobii wiedz, że to jest wpis żartobliwy. Nie musisz przepisywać mi skierowania na leczenie uzależnień i fanbojstwa. Spójrz raczej na siebie.

Przemysław Marczyński

Współautor książki "macOS. Proste Poradniki" - www.prosteporadniki.pl. O technologii pisze od ponad 15 lat. Tworzył podcasty o Apple.
Komentarze (11)
L

11 komentarzy

  1. Emeley

    @ Przemyslaw Marczynski
    No przeciez mowilem Ci, ze powinienes pisac – nie tylko o Maku 🙂
    Zajrze tu jeszcze, zeby zobaczyc, czy Lion sie w koncu przebil przez te burze 🙂

  2. wpawlosky

    Ja zdążyłem przed burzą dzięki czujności mojego syna, który tak jak ja czekał na ten dzień, u mnie wszystko odbyło się bez żadnych problemów, wszystko działa ok
    pozdrawiam

  3. M

    Kapitalna historia. 😀
    Pozdrawiam autora ulubionego bloga.

  4. MACiek

    dobre, bardzo dobre
    … powinieneś pisać kryminały lub horrory 😉
    dobrze, że … u mnie tylko pokropiło, a po wtóre na razie zostaje przy Leo Snow 🙂

  5. giuseppe

    U mnie nie działa ABBYY FineReader Express? Reszta super.

  6. niedzwiedz

    U mnie lew na pokładzie. Generalnie jest szybciej, wygodniej i sprawniej O.o O ile wygody się spodziewałem to myślałem, że nowy system, nowe funkcje to i ciężej chodzić będzie a tu milusia niespodzianka 🙂

  7. chiefer

    Ehhhhh, dzieeeeciaki… a przecież Lion wcale taki przełomowy nie jest, ot parę ulepszeń, raczej rozczarowanie w stosunku do wielkich oczekiwań. O co c’mon?
    PS. Może to jest dla ciebie po prostu to samo co dla mnie ekscytacja wynikami, transferami, ustalaniem taktyki, strojami na nowy sezon, mojej ulubionej drużyny ;)))

    • Przemysław Marczyński

      @chiefer chyba tak jest. kiedyś znajomemu przyznałem się jakie blogi lubię najbardziej czytać – twórców aplikacji. obśmialiśmy się, że jest pewne skrzywienie w tym wyznaniu.

  8. Emeley

    @chiefer;
    W czasach pierwszych walk powietrznych istnial pewien problem – kiedy pilot strzelal do przeciwnika, kule czasem trafialy w smiglo. W efekcie wyzej wymieniony odnotowywal skuteczne zestrzelenie, ostatnie w swoim zyciu zreszta. W koncu ktos wpadl na taki pomysl, zeby spust karabinu blokowac, kiedy ramie smigla znajduje sie na linii wylotu lufy. Ot, takie tam ulepszenie. W starozytnej Aleksandrii sprytni kaplani ustawili nad kotlem z gotujaca sie woda specjalny mechanizm, ktory pod wplywem cisnienia pary uruchamial inny mechanizm – otwierajace sie wrota. Dla uzyskania efektu socjotechnicznego. Wiele lat pozniej powstala pierwsza maszyna parowa, ktora w istocie byla niewielkim ulepszeniem tamtego pomyslu 🙂
    Historia ludzkosci w dziale „postep” to historia takich tam malutkich ulepszen 🙂
    Co do pasji – na pewno, Ty masz swoja druzyne i zyjesz tym, ktos inny pasjonuje sie czyms innym. Czlowiek bez pasji jest ubozszy o te energie kinetyczna, ktora popycha go na wyzsze poziomy kreatywnosci, niedostepne dla tych, dla ktorych zycie to po prostu przechodzenie przez kolejne pola kalendarza, z pilotem do telewizora w reku 🙂
    Nie jestem pewien, czy Ci, ktorzy pasjonuja sie swiatem Apple (mowie o pasji a nie bezkrytycznym fanatyzmie), oczekiwali jakichs cudow. Z wielu wypowiedzi na forach wyciagnalbym raczej odmienny wniosek. Chyba przewazala ostroznosc w oczekiwaniach i ciekawosc, jak nowy system sprawdzi sie w praktyce, jak jego wprowadzenie wplynie na sposob uzytkowania komputera w ogole (chocby wprowadzenie gestow).
    Z pierwszych recenzji widac, ze przewazaja pozytywne oceny, choc nie jest to regula. Osobiscie czekam z niecierpliwoscia na pierwsze glosy od uzytkownikow – pewnie za chwile posypia sie kolejne posty od tych, ktorzy juz maja Liona.
    @Przemyslaw Marczynski
    Cos mi mowi, ze przygotowujesz odrebny wpis-artykul na temat Liona. Czekam z ograniczona cierpliwoscia 🙂

  9. chiefer

    @Emeley
    Śledzę w sieci dyskusje nt. nowego systemu od kiedy tylko pojawiły się pierwsze plotki na temat, nienazwanej wtedy jeszcze wersji.
    Sam wiesz jak było. Ktoś jako pierwszy (nie wiadomo czy po tej stronie wielkiej wody czy po tamtej) rzucił hasło „Lion” i posypały się domysły. To że Lion to król więc nazwa zobowiązuje. To że SL był w gruncie rzeczy taką większą poprawką, wiec teraz musza się bardziej wykazać. Apetyty rosły, plotki i domysły żyły własnym życiem, wyobraźnia szalała.
    Po pierwszych oględzinach znów się okazuje że to w gruncie rzeczy taka większa poprawka. Parę innowacji, parę fajnych funkcji. Nie mam pretensji do firmy, oni tej wrzawy nie nakręcali to raczej my. Sprzedają uaktualnienie za sensowne pieniądze i to jest dobry gest w stronę użytkowników. Mam wrażenie że sami poszczają do nas oko mówiąc „nie jest to rewolucja ale za takie pieniądze w sam raz”.
    Szkoda mi tylko nazwy Lion, która faktycznie powinna zwiastować coś iście królewskiego, a tak, mamy Simbę ;). Cieszmy się i tym, ważne że jest progres, a kto nie potrzebuje, nie kupi, ot co.

  10. Emeley

    @chiefer
    Tak, tak to chyba wyglada. Ciekawe, ze mnie akurat nazwa Lion nie bardzo brzmi. Snow Leopard podobalo mi sie znacznie bardziej. A tak to wiadomo, nic tajemniczego – kazdy wie, ze Lion Riczi 🙂
    Stosunek ceny do jakosci – bo o tym tez wspomniales – jest powalajacy. Naprawde. I to sie tez powtarza w oficjalnych recenzjach.
    Ja na swoj poczekam jeszcze pare dni, przyjdzie od razu z „pianinem i kapeluszami”. Mam nadzieje, ze nie dostane kociej mordki przy pierwszym spotkaniu z Lionem – nie mam iPhone’a ani iPada, z gestow najlepiej „piatka” 🙂
    My tu gadu gadu, a Przemyslaw Marczysnki zgodnie z moim przewidywaniem popelnil juz byl tekst, pewnie dowiemy sie czegos o Lionie – z pierwszej reki, bo reka Szefa zawsze jest pierwsza 🙂