^

Bloger – autor

Przemysław Marczyński

15 czerwca 2011

Logo mojmac2 250 250

Wpis 1001 spojrzał zmęczonym wzrokiem na licznik. To już? Czas to jednak potrafi przyspieszyć i niech mi nikt nie powie, że minuta to 60 sekund. Obok, spod lampki dostrzegł dwie duże wskazówki zbiegające się w okolicy cyfry 12. Dziś już chyba nic nie da się zrobić. Ejjj, chociaż jakaś krótka notka. Nie było już nic na blogu od 2 dni. Nie jest dobrze…

Obrany plan był prosty. Piszesz swobodnie przez 3 miesiące. Znajdujesz informację w czytniku RSS, kopiujesz, dodajesz kilka słów komentarza i już zna cię cała makowa blogosfera. Przecież nie ma tak dużo tych stron o makach. Udać się musi. Wystartowałem. iWeb daje radę. Prosto się tym zarządza i działa całkiem sprawnie. Najgorszy był zakup domeny i szukanie nazwy. Czekaj… coś najlepiej promującego nazwisko, jasne, w końcu to ja mam być sławny – mac.marczynski.net Pierwszy przyczółek zdobyty. Pierwsze wpisy szły jakoś opornie. Walka z wiatrakami. Niby kopiowanie to prosta sprawa, ale za cholerę nie mogę znaleźć sensownego słowa zakończenia. Nic…

Mija miesiąc. Wpisy nie pojawiają się jak kule z karabinu maszynowego. Podglądam inne strony. Szlak! Mają komentarze, mają interakcję, co jest ze mną nie tak? Stawiamy WordPressa. Może to ten wygląd. Zawsze patrzę najpierw na wygląd. Zasiadłem do czytania o konfiguracji tego „czegoś”. Skąd do djaska mam wiedzieć jak założyć bazę SQL. Poszło. Rewelacji nie ma. Muszę przebrnąć przez obsługę WordPressa. Nie jest źle, ale iWeb był łatwiejszy… co mnie podkusiło do zmiany! Wciąż jednak liczę na sukces w sieci. Mam nadzieję.

Od dzisiaj możecie nazwać mnie webmasterem. Trzeba było dodać kilka linii kodu do statystyk i pozycjonowania strony. Powoli odnajduję się w „środowisku”. Pierwsze wymiany e-maili z innymi blogerami. Jest miło. Podpowiadają co powinienem robić. Ja pytam – szczególnie od strony technicznej co i jak wstawić. Samo zarządzanie mnie męczy. Z wyglądu też nie jestem zadowolony. Przegrzebuję darmowe szablony, zmieniam wygląd. Niekiedy coś się tak posypie, że nie mogę tego złożyć do kupy. Sporo pracy w poznawaniu HTMLa. Dziś znów nikt tu nie zajrzy.

Wygląd już ustalony. Wyszło „tak sobie”, ale nie widzę sensu wydawać kupy forsy na osobisty projekt, szczególnie, że w statystykach ruch jak na wyścigu ślimaków. Nic, nic nie idzie tak jak bym chciał. Muszę być szybszy niż inni. Tak! To jest klucz do sukcesu! Czytnik wiadomości RSS puchł strasznie. Dodawałem wszystko co pisało o Makach. Chciałem być pierwszy, zawsze pierwszy. Pisałem, nie czytałem nawet tego, tylko klikałem Publikuj. Ojjj to był ciężki czas. Nie tylko z faktu, że pisało się o każdej porze dnia i nocy, ale pojawiały się pierwsze komentarze. Były tak dobitne, że czułem jak knot tlącego się już zapału do pisania gaśnie jeszcze szybciej. Jeśli to nie wyszło, sięgam po konkursy. Ku mojemu zdziwieniu, to również nie przyniosło oczekiwanych wyników. Jest lepiej, ale ciągle jeszcze mizernie.

Kryzys. Już wiem, że błędy zarówno merytoryczne jak i ortograficzne nie są mile widziane. Jedynym pocieszeniem jest, że ktoś daje znać, że czyta stronę. Chusteczka zasmarkana… czar sławy pryska.

Sam się zdziwiłem, że pociągnąłem rok. Sporo zmian. Inna domena, znów inny wygląd. Coś jednak pękło i człowiek czuje, że presja odchodzi. Po roku pisania zaczynasz mieć do siebie większy dystans. Z drugiej strony, coś psuje się w głowie i zaczynasz uważać, że wiesz już wszystko. Nerwowo reaguję na komentarze, które nie idą zgodnie z moją linią. Nikt nie lubi być krytykowany, ale jak można smarować na tak doświadczonego blogera? Szybko jeden i drugi czytelnik uświadomili mi, że pisać może każdy, a sednem jest ugryźć temat od środka. Przestałem się wymądrzać. Inni potrafią nauczyć pokory i zrobić to co ja znacznie lepiej.

Ktoś mnie zauważył! Pierwsza oferta reklamy wprowadziła mnie w stan euforii. Tak! to jest ten czas, gdzie będziesz mógł zarobić. Pienia z radości do księżyca wprowadziły konsternację na ulicy. Miałem swojego pierwszego sponsora. Byłem tak zachwycony, że nie spostrzegłem, jak skrzętnie uwinął się promując swój produkt moim kosztem. Moja praca włożona na przygotowanie materiału, banner wyświetlany zdecydowanie zbyt długo, poklepywanie po ramieniu i uśmiechy. Zachłysnąłem się. Na chwilę znów wessałem zbyt dużo powietrze i nie widziałem co dzieje się wokół. Moje ego było gdzieś w chmurach. Jeszcze kilka razy miałem podobnie, gdy zgłaszały się firmy PRowe pracujące dla dużych firm. Jednak byłem już mądrzejszy. Chłodny umysł, to podstawa w kontaktach z ludźmi, którzy serwują ci cudowne wizje na przyszłość.

Kalkulacja, to słowo wreszcie zawitało na moim biurku. Ile czasu poświęcasz rodzinie? Ile czasu poświęcasz aby rozwijać się zawodowo. Kogo zaniedbujesz, siedząc przy komputerze i wklepując zdania na stronę? Nie jest dobrze. Marzenia o sławie już dawno prysły. Plany o sukcesie finansowym prysły. Zbyt dużo wyrzeczeń. Chcesz skończyć.

To co robisz od kilku lat (!) trudno porzucić. Czytelnicy, ludzie, których poznałeś to jak rodzina, cyfrowa rodzina – zastanawiam się nad tym, gdy podliczam czas spędzony z nimi w sieci. Wreszcie zdajesz sobie sprawę, że piszesz z dwóch powodów: lubisz to robić i chcesz, żeby inni mieli z tego pożytek. Chcesz coś zostawić. Już nie chodzi o newsy, nie masz na nie czasu. Musisz obrać swój kierunek, w którym podąży witryna. To nawet nie byłoby uczciwe zatrzasnąć drzwi przed czytelnikami – jakieś durne zobowiązania sobie wymyślasz. Po prostu pisz. Kiedy chcesz, kiedy masz ochotę, kiedy masz wenę. Wiesz dobrze, że jak się zmuszasz, to tworzysz bzdury. Pisz najpierw dla siebie, bez tego nie będzie dobrego tekstu.

…Wysłane. Za chwilę rozliczą mnie z tego co skleciłem. Ciekawe ilu myśli podobnie. W poczcie sporo zaległych informacji prasowych, e-maili. Dziś już nie odpowiem, jutro może znajdę chwilę. Teraz kładę się spać, bo rano w pracy nawet kawa nie pomoże. Najgorzej jest zakradać się łóżka. Ta drewniana podłoga tak trzeszczy, że zaraz obudzę małą, a żona znów obdarzy mnie mało łaskawym spojrzeniem. Wiem jedno, żony „piszący” mają trudne życie – podziwiam je.

——————-

Naszła mnie refleksja po wysłuchaniu rozmowy na temat blogów i prasy papierowej podczas debaty na rozdanie nagród Dziennikarz Obywatelski 2010. Dużo mówiono tam, że w internecie nie ma odpowiedzialności. Ja mówię, że czytelnicy mocno trzymają komentarzami w ryzach autorów. W sieci podobno łatwiej pisać bzdury, nie trudniej robić to w gazecie, ale na blogu, znów komentarze są orężem do wymiany poglądów. Podobno to co na papierze, jest treściwsze, nie wątpię, że ogromna rzesza redaktorów to znawcy tematu, jednak bez odpowiedniej treści blogi wymierają, bez pasjonatów, którzy przeobrażają się w specjalistów, bloger nie ma sił, aby pisać przez dłuższy czas. Bloger jest autorem tekstów, pod którymi podpisuje się równie wyraźnie jak autor felietonów w poczytnej gazecie. Różnica jest taka, że bloger zostanie usunięty z kanału RSS, a gazeta będzie kurzyć się w kiosku. Jakby nie patrzeć, wszystko zależy od czytelników, kogo i w jakiej formie chcą czytać. Autorom prasy papierowej i cyfrowej pozostaje ten sam obowiązek – rzetelna informacja.

Przemysław Marczyński

Współautor książki "macOS. Proste Poradniki" - www.prosteporadniki.pl. O technologii pisze od ponad 15 lat. Tworzył podcasty o Apple.
Komentarze (9)
L

9 komentarzy

  1. Moridin

    Mam wrażenie czasem że zbyt osobiście traktujesz to wszystko. Po prostu pisz o czym chcesz i wtedy kiedy masz na to ochotę. Presja rzadko kiedy dobrze służy …

  2. Przemysław Marczyński

    @Moridin wiesz… tak właśnie sobie piszę o czym mam ochotę. Zupełnie bez presji. Jak to czasem na blogu wypada – osobiście 😉

  3. Jakub@Produktywnie

    „To co robisz od kilku lat (!) trudno porzucić. Czytelnicy, ludzie, których poznałeś to jak rodzina, cyfrowa rodzina – zastanawiam się nad tym, gdy podliczam czas spędzony z nimi w sieci. Wreszcie zdajesz sobie sprawę, że piszesz z dwóch powodów: lubisz to robić i chcesz, żeby inni mieli z tego pożytek.”
    Skąd ja to znam 🙂
    Podziwiam, pozdrawiam i wytrwałości życzę!
    Jakub

  4. Wicu

    Niezła historia. Gratuluję zapału i pasji. Trzymam kciuki i życzę kolejnych tysięcy wpisów 🙂

  5. Cezex

    Normalnie jakbył czytał Ciszewskiego. Może powinieneś napisać książkę, jego sprzedają się dobrze.

  6. mantis30

    Bardzo trafnie to wszystko ująłeś! Sam przechodzę teraz podobny kryzys… Życzę wytrwałości i 10-ciotysięcznego wpisu 🙂

  7. Wern

    Przemku – czytam Cię z prawdziwą przyjemnością od bardzo dawna – raczej nie komutuje, ale zaręczam czytam z uwagą.
    To moja ulubiona strona, nie poddawaj się. Pozdrawiam

  8. mikolaj

    Powiedziałbym, że właśnie dlatego lubię Twój blog, bo jest bez ciśnienia.
    I, że nie starasz się na siłę tłumaczyć 12 godzinnych newsów z RSS 🙂