^

Jak dzieci we mgle

Pamiętam doskonale jak z przyjacielem na stancji ciągnęliśmy kabel telefoniczny, wpinaliśmy w port PCI modem i zastanawialiśmy się co za chwilę się wydarzy. Dość irytujące „pipipi” świerzbiło w uszach. To jednak była ta chwila, gdy na ekranie ujrzałem pierwszą stronę internetową – Wirtualna Polska i to był szok. W piersiach tętniło coś z odwagi, dumy, świadomości, że jestem częścią całego świata. Miałem wrażenie, że nie ma granic, że w tej jednej chwili gdy w ślamazarny sposób otwierała się strona internetowa posiadłem cały świat. Wówczas jednak nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że dane o rozmiarze płyty CD (o DVD chyba nawet nie śniłem) będę w stanie pobrać w kilka minut z dalekich Kajmanów.

Homo sapiens zawiódł. Wymyślił coś, co przerosło jego najśmielsze wyobrażenie. Stworzył internet, dzięki któremu informacje otrzymujemy do domu bez wychodzenia na świeże powietrze, rozmawiamy z ludźmi bez ruszania się z wygodnego fotela. Praktycznie wszystko, możemy już robić gapiąc się w ekran komputerów. Zakupy, przelewy bankowe, a także rozrywka, zapewniana jest dzięki internetowi. Tęgie głowy, oddały nam kawałem zaawansowanej technologii i dziś niestety stajemy się obok „Sapiens”, również „Leniwos”. Z większym naciskiem na leniwy niż myślący. Co gorsza, ten stan przekłada się na poczucie bezpieczeństwa, wytrącając z nas pierwiastki samoobrony i czujności. Kto z zagorzałych zwolenników i użytkowników sieci wypłaca pieniądze w banku? Kolejki? Udostępniamy swoje dane na różnych stronach społecznościowych. Dajemy się monitorować, nie robiąc z tego wielkiego „halo”. Żyjemy zupełnie swobodnie, a nawet zapraszamy sieć aby wypełniała nasz każdy dzień. Mamieni certyfikatami bezpieczeństwa pozwalamy odejść zdrowemu rozsądkowi w stan spoczynku. Coraz bezmyślniej wskakujemy do tego cyfrowego oceanu. Kupujemy na stronach z rabatami 90% ochoczo podając dane naszej karty kredytowej.

Safewebsite

Rozpływamy się w wolności jaką daje internet wyłączając zdrowe myślenie. Coś co staje się częścią naszego dnia, nazywamy „powszednim”. Jednak podobnie jak przy każdej czynności musimy zdawać sobie sprawę z podstawowych zasad czy reguł jakie rządzą w każdej, nawet tej cyfrowej rzeczywistości. Powiedz mi proszę, czy zostawiasz portfel na ladzie w markecie? A może pisząc do znajomych list dodajesz również adresy innych osób, jakie znajdują się w Twojej książce adresowej? Czy bacząc na swoje zdrowie, zaglądasz wieczorem w miejsca, gdzie łatwo natknąć się na „bezkręgowców” z brakiem owłosienia na głowie, ale o rozbudowanym umięśnieniu górnych kończyn? Takie wycieczki zazwyczaj źle się kończą.

Email

Ostatnie przykłady dość mocno potrząsnęły moim podejściem do sieci. Korporacja Sony, której miliony użytkowników zaufało, zostawiając na ich serwerach numery kart płatniczych udostępniła je osobom trzecim. Teraz najprawdopodobniej, ktoś może sobie zafundować za moje pieniądze wycieczkę na Karaiby. Co dostaję w zamian? Dwie gry do wyboru na otarcie łez. Ta sprawa wypłynęła, ale co z innymi usługami? Podobno Dropbox ostatnio też zawalił. Komu więc można ufać? Czy sieć pozwala, aby ufać komukolwiek?

To dopiero początek. Błądzimy teraz po omacku, bo internet chyba przerósł nasze oczekiwania. Na pewno zaskakuje tych, którzy mają dbać o bezpieczeństwo naszych danych, a ja nie mam zamiaru, żeby testowali na mnie swoje pomyłki czy niechlujstwo. Dla wygody hasła spisywane na karteczkach i skrupulatnie gromadzone w szufladzie zastąpiłem pakietami danych synchronizującymi się przez internet w 1Password. Już nawet nie pamiętam gdzie i komu podawałem mój adres zamieszkania – zakupy w sieci muszą przecież gdzieś dotrzeć. Czasem gdy zaglądam na stronę sklepu Amazon sam się dziwię, że sugerowane przez witrynę produkty idealnie trafiają w moje potrzeby. Kto i co o mnie wie? I skąd zna mnie lepiej niż ja sam?

Najwyższy czas zacząć traktować internet na poważnie. Uruchomić rozsądek. Zacząć traktować sieć, jako część mojej prawdziwej, namacalnej rzeczywistości. Inaczej wietrzę koniec ery komputerów wszelakiej maści. Czy ktoś dziś sobie wyobraża komputer bez podłączenia do globalnej sieci? Ja nie. Jednak coraz mocniej przemawia do mnie wizja strachu przed korzystaniem z internetu, gdzie pod każdym kliknięciem, może czaić się utrata ważnych danych.

Przemysław Marczyński

Współautor książki "macOS. Proste Poradniki" - www.prosteporadniki.pl. O technologii pisze od ponad 15 lat. Tworzył podcasty o Apple.
Komentarze (2)
L

2 komentarze

  1. Szymon Barczak

    Całkowicie zgadzam się z autorem. Mój najnowszy wpis na AntyWebie był bardzo kontrowersyjny pod tym względem – po raz któryś już w mojej historii blogera próbowałem przekonać innych do tego, że warto zastanawiać się nad swoją prywatnością w sieci, niestety 80% czytelników woli udawać, że nic się nie dzieje, bo tak jest po prostu łatwiej i wygodniej – pozostać obojętnym. Tylko pewna mniejszość zgodziła się ze mną.
    Mimo tak wielu negatywnych komentarzy, wpis zyskał niemal 6 tysięcy odsłon i aż 60 wykopów. Myślę więc, że są w sieci zwolennicy zdrowego rozsądku, jednak wolą oni nie zabierać głosu, gdyż trudno przebić się przez resztę.

  2. grafmarr

    Myślenia i zdrowego rozsądku nic nie zastąpi. Z moich obserwacji wynika, że o bezpieczeństwo korzystania z dobrodziejstw internetu dba niewielka grupa ludzi. Głównie rekrutująca się z osób o tzw. średnim wieku i pochodzących ze środowisk zawodowo związanych z informatyką. Pozostałe przypadki to wyjątki.
    Oczywiście łatwiej jest zagrożeń nie dostrzegać i nie martwić się nimi na zapas, a że pójście na łatwiznę jest powszechne to niestety widać na każdym kroku. Niefrasobliwe żonglowanie swoimi prywatnymi danymi na portalach społecznościowych to tylko jeden z przykładów upubliczniania się w sieci.
    Trudno sobie jednak wyobrazić sytuację, że w ogóle nie będziemy korzystać z możliwości jakie daje internet pomimo tego, że nie można w nim pokładać do nikogo pełnego zaufania. Stara i dobra zasada z przepisów ruchu drogowego, czyli zasada ograniczonego zaufania powinna być stosowana przede wszystkim.