Lubię śledzić promocję i pisać o nich na łamach MM. Jednak w ostatnim czasie mam wrażenie, iż programiści sprzedają się zbyt tanio. Wystarczy stworzyć jakąś aplikację, dać jej ładny ciuszek, wystawić cenę z kosmosu i uraczyć nas promocją o niesłychanie upojnej wartości, powiedzmy 90% taniej. Obok takiej okazji nie można przejść obojętnie, a jednak. Ostatnia akcja z MacBundle Pro, gdzie w brzydki sposób zostałem zwiedziony obrazkiem na witrynie wskazuje na pewien trend, gdzie z klienta chce się wycisnąć ostatnie soki, a twórcy owych paczek nie mają skrupułów z przedstawianiem ofert. Pozwoliłem sobie na przywołanie w tym temacie krótkie tekstu, który był opublikowany w 16 numerze Mojego Jabłuszka (teraz iMagazine). Tekst dość stary, ale w mojej ocenie ciągle żywy.
Gdy opadł kurz po MacHeist… znów sobie uświadomiłem, że za darmo nic nie dostajemy, a promocja to chwyt marketingowy, który odbije się czkawką za kilka dni.
W grudniu 2006 nikt nie wiedział co kryje się pod nazwą MacHeist. Z zainteresowaniem wkroczyłem na drogę rozwiązywania zagadek i z oszołomieniem patrzyłem jak powiększają się moje zbiory legalnych aplikacji. Pamiętam to zdenerwowanie, jakie towarzyszyło otwieranemu sejfowi za drzwiami, którego widziałem wyłaniające się ikony programów. Moich programów, zupełnie za darmo i całkowicie legalnych. Nie było wówczas ważne, że są to specjalne wersje bez możliwości aktualizacji. Nie było ważne, że większość z nich uruchomiłem tylko raz. Były moje, to się liczyło. Ahh i ten wielki finał. Wcześniej nikomu nie przyszedł do głowy pomysł, żeby zrobić taką promocję. Dziesięć doskonałych programów za 49 dolarów. To było szaleństwo. Dziś patrzymy na trzecią edycję tego spektaklu. Jeszcze więcej aplikacji, jeszcze więcej szumu medialnego, jeszcze większa sprzedaż. Nie ma co MacHeist przyjął się i to bardzo dobrze. Ja się pytam jednak, dla kogo jest dobrze? To „święto aplikacji”, jak często nazywa się je w internecie, staje się w moim odczuciu coraz bardziej namacalnym pogrzebem doskonałych programów.
Jest kilku programistów, których aplikację doceniam szczególnie. Z przyjemnością obserwuję ich blogi i podpatruję co się u nich nowego dzieje. Zazwyczaj są to jedno lub kilkuosobowe firmy. Z jaką nieukrywaną radością przyjąłem fakt, że ShapeShifter, TextMate oraz NewsFire będę mógł kupić za ułamek ceny w pierwszej edycji MacHeist. Czy to nie było jak wygrany los na loterii? Przecież te aplikacje były pozycjami wręcz kultowymi. O nadprzyrodzonej mocy i magnetycznym przyciąganiu. Były? Niestety. Nie wiem czemu, ale zaprzestano ich rozwoju. Czy autorzy jeszcze liczą finanse z MacHeist, mogę tak przypuszczać, bo dziwnym trafem pojawienie się ich na MacHeist zakończyło również ich żywot. Żaden z tych programów, nie otrzymał większej aktualizacji i nowej funkcjonalności. Co się wydarzyło w następnym roku? Trzy perły paczki to CSSEdit, Snapz Pro X oraz Pixelmator i znów sytuacja się powtarza. Jedynie Pixelmator rozwija swoją produkcję. Obiecywano nam również drugą wersję AppZappera oraz Cha-Ching, jednak wciąż możemy tylko ich wypatrywać. Ja się czuję oszukany, bo przecież licencja na Cha-Ching wyraźnie wspomina, że działać będzie z kolejną wersją programu, która pojawi się już za chwilkę. Do dziś mogę się cieszyć wątpliwej jakości Betą tego produktu.
Najnowsza edycja przynosi pewną zmianę w polityce doboru programów. Mamy tu trzy aplikacje, które co dopiero ujrzały światło dzienne: LittleSnapper, Espresso oraz The Hit List. Żaden z nich nie jest doskonały. Jest wręcz namaszczony dziewiczymi potknięciami. Czasem brakuje im najprostszych funkcji jak przycinania zdjęć w programie do zarządzania obrazkami. Zastanawiam się, czy przypadkiem brakujące funkcje we wspomnianych aplikacjach nie pojawią się dopiero w wersji następnej tyle, że płatnej. Mamy tu również program w wersji beta (THL), co samo w sobie niesie błędy w kodzie oraz Espresso, które mam nadzieje nie powtórzy drogi wytyczonej przez CSSEdit. To przecież ten sam autor, który pozostawił swój flagowy produkt na wymarcie.
Zauważalna jest tendencja kilku firm, które wkładają tu swoje produkcje. Bez wahania wymienię: DEVONtechnologies, MacRabbit, Realmac Software, Stunt Software, Potion Factory, Koingo Softwre czy Boinx. Trudno mi będzie kupić w swobodnej sprzedaży aplikacje posiadające logotypy powyższych firm. W głowie już się kołata myśl, że znów pod koniec roku jest MacHeist i zapewne odnajdę tam kilka ich produkcji. Mam nieodparte wrażenie, że otwiera się nową erę twórców oprogramowania z ukierunkowaniem na „paczkową promocję”. Utwierdzam się w tym gdy patrzę na Disco, iClip oraz AppZappera, który jest chyba dokładany do wszystkich promocji pojawiających się w internecie.
Czy na MacHeist sprzedaje się programy, których nikt już nie chce kontynuować? Czy widząc aplikację w tej promocyjnej grupie, możemy być pewni jej rychłego końca rozwoju? Obserwując ostatnie dwa lata muszę niestety stwierdzić, że jest to głęboko prawdopodobne. Z tym większą obawą rzucam spojrzenie w kierunku Espresso i The Hit List. Chcę wierzyć, że tak świetnie zapowiadające się programy będą otrzymywać aktualizację i pełne wsparcie od swoich twórców. I, że nie zostały stworzone na kolanie tylko dlatego, aby podnieść wartość paczki MacHeist.
Witryna paczki MacHeist – www.macheist.com
Pamiętam ten tekst z Mojego Jabłuszka! Jedyna z sensem paczka, na którą ja się załapałem to było MacHeist III. Picturesque, LittleSnaper i Espresso używam do dzisiaj i bardzo sobie chwalę.
Och, niestety to bardzo trafne spostrzeżenia.
The Hit List nie wyszło poza betę od lat, a autor udowadnia, że żyje tylko w ten sposób, że co pewien czas przedłuża ważność bety. A szkoda, bo to soft z potencjałem. Ja jednak nie mam cierpliwości, w międzyczasie kupiłem Things.
LittleSnapper – świetny soft, ale rzeczywiście mocno niedorobiony. A EmberApp, który temu towarzyszy – no cóż, kolejny wydatek? Nie, dziękuje.
Znacznie bardziej chwalę sobie paczki od MacUpdate. Stamtąd mam przynajmiej Toasta i Parallels. Te przynajmniej są rozwijane, a zakup w paczce Parallelsa zaowocował tym, że później zdecydowałem się na płatny upgrade. Korzyść obopólna. Ja mam świetny program, a developer ma nowego klienta, który coś najpierw dostał taniej, ale za aktualizację zapłacił. I to rozumiem marketing. A nie rozdanie tanio aplikacji po to by jej nie rozwijać. Przy kolejnym MacHeist mocno się zastanowię. Trzy razy.