Właśnie się zorientowałem, że używam komputerów Apple do 30 lat. To jesienią 1991 roku zatrudniłem się w firmie Printy Poland, gdzie Macintoshe stanowiły element „systemu produkcji” pieczątek i wizytówek oraz innej drobnej poligrafii. Wcześniej odwiedzałem w tej firmie kolegę, też amigowca, który pracował tam już ponad rok. A przy każdych odwiedzinach, szczęka mi opadała na widok możliwości sprzętu Apple. I tak to się zaczęło.
Testy na Macintoshu Classic, praca na LC
Pierwszym Makiem, na którym miałem okazję pracować, był Macintosh Classic, czyli ówczesna „tania” alternatywa dla innych modeli, która wyglądała niemal identycznie jak pierwszy Mac. Obudowa „lodówka” z 9″ ekranem, który w rozdzielczości 512 × 384 pikseli wyświetlał tylko czerń i biel, nawet bez odcieni szarości. I na tym komputerze z Motorolą M68000 (też jak pierwszym Macu) przyszło mi wykonywać prace testowe. Używaliśmy programu Aldus FreeHand, który później został przejęty przez Macromedia i niestety zaorany przez Adobe.
Gdy sprawdziłem się w roli „projektanta” pieczątek, dostąpiłem zaszczytu pracy na Macintoshu LC z 14″ monitorem mono, z 40 MB [!] dyskiem twardym i aż 10 MB pamięci RAM. To było już coś!
Jednak w domu od roku używałem już różnych Amig, a w czasie, gdy rozpoczynałem pracę na Macach miałem już „wypasioną” Amigę 2000 z dodatkową pamięcią RAM, Kickstartem 2.0 i dyskiem twardym. Maki to był jednak inny świat. Choć szybko zauważyłem, że ich system wewnętrznie nie dorównywał systemowi Amigi, który oferował np. multitasking z wywłaszczeniem, to jednak spójność, intuicyjność i jakość oprogramowania oferowana przez Apple była całkiem inna. Choć możliwości sprzętowe Amigi zwłaszcza w zakresie grafiki, były znacznie lepsze od Maców, które mieliśmy w firmie, to wbudowana sieć, obsługa wymiennych dysków twardych SyQuest 44 MB, napędów magnetooptycznych 128 MB (w 1991 to był prawdziwy szok), drukarki laserowe, skanery i najfajniejsze – wypluwanie dyskietek przez stacje sprawiały, że miało się wrażenie obcowania z „kosmiczną technologią”.
Jednak Amiga potrafiła, to czego nie mógł dokonać Mac. Całkiem sprawnie go emulowała! Dostępne były softwarowe emulatory, a jedynym problemem, choć nie dla mnie, było zgranie oryginalnego ROM z Maca i przenoszenie systemu oraz aplikacji, gdyż Amigi i Maci używały innego formatu dyskietek.
I tak będącego w lekkim rozkroku wywołanym pracą na Macach i Amigach, bo miałem ich w domu już kilka, zastała mnie wstrząsająca wieść o ogłoszeniu przez Commodore (firmy stojącej za Amigą) bankructwa. Dokładnie w dniu moich urodzin.
Jaromir, kiedy przesiadasz się na PeCeta?
Takimi pytaniami drażnili mnie znajomi, gdy już było wiadomo, że z Amigą nie dzieje się dobrze. Jednak ani myślałem o przesiadce na wyjątkowo słabe w tym czasie PeCety. Nie dorównywały w niczym, ani moim Amigom, które wyposażone były np. w 10 MB pamięci RAM (w PC 4 MB to było dużo), procesory Motoroli M68030 z koprocesorem taktowane 40 MHz i układy graficzne mogące wyświetlać ponad 200 tysięcy kolorów, ani Macom w firmie gdzie pracowałem. Już wtedy czułem, że dla mnie jedyną alternatywą jest Apple.
Pierwszym prawdziwym Makiem, który pojawił się u mnie w domu, był okazyjnie kupiony Mac SE FD/HD (model z 1986-7 roku), czyli kolejna reinkarnacja klasycznego Maca w obudowie „lodówkowej”. To jednak była tylko „maszyna do pisania”, przy moich Amigach. Niestety już w 1995 roku straciłem nadzieję na to, że Amiga będzie się dalej rozwijać. W firmie pracowałem już na Macach z procesorami PowerPC, które niszczyły ówczesne Pentium. Podjąłem decyzję o wyprzedaniu wszystkich Amig i osprzętu do nich i zakupie bardzo atrakcyjnego Macintosha LC 630. Jako pierwszy w ofercie, miał on dysk IDE, a nie SCSI, co pozwalało na, jak na Apple, niższą cenę. Miał też wbudowany napęd CD i miejsce na dodatkową kartę digitizera wideo oraz tuner TV.
Jego cena w 1995 roku, bez monitora i klawiatury oscylowała w granicach 6 tysięcy zł, czyli od 6 do 10-miesięcznych pensji. Na szczęście w niektórych kręgach Amigi wciąż były w cenie i udało się uzbierać odpowiednią kwotę z wyprzedaży. I tak oto stałem się pełnoprawnym Mac Userem.
Mac User miał przechlapane
Nie dość, że sprzęt był drogi, a raczej bardzo drogi. Dodatkowo trzeba było borykać się z ciągłymi problemami kompatybilności. Apple używał, innych złącz do klawiatury i myszy (ADB), do drukarki i modemu (RS), do peryferiów (SCSI). Oprogramowanie trzeba było „zdobywać”, czyli kopiować od tych, którzy już je mieli i byli skłonni się „podzielić”. Wtedy nawet w większych firmach panował bardzo luźny stosunek to licencji na software.
Pamiętam, że na joystick ze złączem ADB do Maca, który kosztował połowę mojej pensji, czekałem prawie miesiąc do zamówienia. Kupiłem go tylko po to, aby grać w Wing Commander III, czyli grę, która jakimś cudem w wersji dla Mac OS oryginalnej i legalnej, zaplątała się na jedno ze stoisk na wrocławskiej giełdzie komputerowej. Też kosztowała niemal połowę pensji.
To nie koniec problemów. Nawet same pliki tekstowe trzeba było konwertować, ze względu na inne kodowanie polskich znaków. Problemów piętrzyło się mnóstwo. Na szczęście we Wrocławiu większość użytkowników Maców się znała, bo i udawało się ich pomieścić w jednej knajpie, no może, nie licząc tych, co to z Macami mieli do czynienia tylko w pracy. Sam byłem w dość dobrej sytuacji, bo pracowałem w firmach, gdzie zajmowałem się sprzedażą i serwisem Maców.
W połowie lat 90 XX w. Apple był niemal bankrutem
Właśnie, gdy przesiadałem się z jednego bankruta, na Apple, firma przechodziła ogromne problemy finansowe i przynosiła straty. Mnogość modeli komputerów i peryferiów, niezbyt udane projekty jak np. słynny Newton, problemy z systemem, który nie oferował już takiej stabilności i wydajności, jak dawniej, nie wróżyły dobrze.
Użytkownicy czekali na Coplanda, czyli następcę Mac OS. Ten jednak nigdy nie został ukończony. Za to w 1996 roku jak grom z jasnego nieba, pojawiła się informacja, że Apple resztkami sił przejmuje firmę NeXT swojego dawnego założyciela, czyli Jobsa. Jobs gdy został prezesem Apple w 1997 roku, skasował większość projektów, które nie rokowały dobrze.
NeXT został przejęty przez Apple w zasadzie nie z powodu Jobsa, a dla bardzo dobrego systemu operacyjnego NextStep, który był własnością firmy. I jak już pewnie pamiętacie, to na jego bazie powstał znany nam macOS i reszta systemów Apple. Do niedawna jeszcze podczas programowania widziało się nazwy funkcji zaczynające się od liter NS (NextStep).
I tak to poszło dalej, a firma z bankruta stała się jedną z najpotężniejszych na świecie i jak na razie nie muszę szukać alternatywy. I całe szczęście, bo po prostu obecnie jej nie ma.
Przy okazji. Niebawem dowiecie się, z jakiego powodu musiałem ograniczyć pisanie na Mój Mac. Powód jest ważny, jednak jak widać, będę do Was wracał, jak najczęściej się da.
fantastyczny, osobisty tekst!
Dziękuję!
Proszę o dłuższe i kontynuacje tej serii „Mac Usera”
Dziękuję! Będę się starał
Fajne klimatyczne fotki i przyjemny tekst.
Dziękuję!