Od razu zaznaczam, że nie chodzi tu i przetrwanie „kryzysu” sprzedaży iPhone’ów, a o przetrwanie trudnych sytuacji, gdy sieci łączności komórkowej jest niedostępna lub przeciążona.
Patenty na synchronizację i łączność
Trzy nowe patenty Apple mogą służyć, nie tylko w kryzysowych sytuacjach. Ich zadaniem jest również usprawnienie i przyśpieszenie komunikacji pomiędzy urządzeniami użytkownika, który ostatnio ma ich coraz więcej.
Część patentów dotyczy wstępnej synchronizacji urządzeń, która znacznie przyśpieszy czas nawiązania późniejszych połączeń. Inne opisują jak tworzyć sieć zsynchronizowanych sprzętów, które mogą przekazywać informacje pomiędzy sobą oraz pomiędzy urządzeniami, które nie są w swoim bezpośrednim sąsiedztwie i zasięgu.
Patenty są bardzo szczegółowe. Zawierają opisy sekwencji transmisji radiowych i algorytmy działania. W połączeniu z pracami nad własnymi modemami radiowymi oraz z już instalowanymi w urządzeniach Apple układami łączności, prawdopodobieństwo praktycznego użycia opatentowanych rozwiązań znacznie rośnie.
Czy to nam się przyda?
Już samo przyśpieszenie nawiązywania połączeń i synchronizacji danych będzie mile widziane. Dodatkowo patenty mają przynieść niezawodną komunikację z istniejącą infrastrukturą, a w sytuacjach kryzysowych pozwolić na przekazywanie informacji bezpośrednio pomiędzy urządzeniami, bez konieczności wsparcia ze strony infrastruktury. W obecnych czasach może, to niestety być przydatną funkcją. Pozostaje kwestia wpływu takich transmisji na czas pracy przy zasilaniu bateryjnym.
Oby tylko zagęszczenie iPhone’ów i iPadów z modemami, było wystarczające do utworzenia rozległych sieci MESH.
Źródło: appleinsider.com
Czyli Apple poszedłby w stronę sieci ad-hoc bez pośrednictwa nadajników BTS. W uproszczeniu to byłby taki AirDrop, ale na nieporównywalnie większą skalę. Pozostaje kwestia prywatności (tworzenie sieci z obcych sprzętów Apple w okolicy niezbyt mnie przekonuje, a jeśli w obrębie urządzeń znajomych, to jednak z gwarancją zachowania prywatności własnych danych) i zgodności z przepisami w niektórych krajach. Dodam, że podobna koncepcję wypróbowali już studenci protestujący w Hongkongu kilka lat temu. Ponieważ protest upominający się o demokrację i wolność słowa nie podobał się chińskim władzom wyłączyły one siec komórkową w okolicy, gdzie miał on miejsce. Zdaje mi się, że uczestnicy protestu zaczęli używać komunikatora P2P Firechat, który łączył znajdujące się w pobliżu smartfony bez pośrednictwa sieci komórkowej. Nie wiem dokładnie, na jakiej zasadzie to działało. Odsyłam do artykułu w „Wyborczej” sprzed ponad 4 lat http://wyborcza.pl/1,75400,16791844,Firechat__aplikacja__ktora_napedza_rewolucje_w_Hong.html