Z powodu losowej awarii telefonu zostałem pchnięty do wykonania kilku skomplikowanych czynności, które jak się miało okazać nie pozostały bez znaczenia dla mojej osoby, ale po kolei.
Dzień pierwszy jestem zagubiony
Dzień drugi uszczęśliwiony
Trzeci szybko leci
Dzień czwarty nic nie warty
Dzień piąty: przełom pierwszy.
Brak mi aparatu fotograficznego w kieszeni. Bardzo mi brak, ale nie tylko.
Brak łatwego i przyjemnego obrabiania zdjęć tym jakże osobistym i kieszonkowym komputerem.
Kupić szybko jakikolwiek (no nie do końca) model iPhone. Kupić, żeby tylko można było klepać, klikać, fotować, szopoować, zooomować i natychmiast szerować.
Nawet znalazłem środki finansowe i czas na odwiedziny sklepu z komputerami. Szczęśliwie okazało się, że na stanach magazynowych w całej Warszawie brak iPhone SE. 5S za drogi, a iPhone 6/6s nie wchodzi w grę. Jeden ma żona, a drugi jest właśnie w naprawie i lada chwila wróci z tułaczki. Nic nie kupiłem. Myślałem jeszcze o iPod Touch, ale zbyt duży wybór kolorów(sic!) nie pozwolił mi ostatecznie dokonać wyboru. Szczęśliwie przed wyjściem z domu na te „szybkie zakupy”, zabrałem ze sobą córkę i normalny aparat fotograficzny. Pogoda tego dnia okazała się być bardzo łaskawa i dostarczyła odpowiednią ilość światła. Postanowiłem użyć tego dużego, ciężkiego, z niesamowicie wystającym obiektywem aparatu firmy Olympus (bezlusterkowy epm2+obiektyw 25@50mm/1,4f „panaleica”). Nieśmiało, z pewnym zażenowaniem wyjąłem go z olbrzymiej torby i wielce zawstydzony zrobiłem pierwsze zdjęcie, później następne i jeszcze kilka kolejnych. Córka była wdzięczną modelką. Ogniskowa pomagała. Słońce dawało radę. Wszystko zaczynało nabierać kształtów. Nie tylko na matrycy, ale także w głowie.
Podczas oglądania efektów tej niezapowiedzianej sesji nadeszła refleksja. Czy słuszna, oceńcie sami! Czy uniwersalna, nie wiem! Na mnie podziałała mocno. Bardzo mocno!
iPhone w takim jak JA „leniuchu” skutecznie zabił chęć do zabierania ze sobą „kilogramów sprzętu fotograficznego” i w mojej ocenie odebrał mi szansę na zrobienie kilku naprawdę świetnych zdjęć.
Ta ostatnia sesja z córką, robiona kilku letnim Olympusem, na manualnych ustawieniach, z odpowiednią ogniskową obiektywu, dało mi więcej radości i więcej udanych (przePięknych!!!) zdjęć niż kilka lat spędzonych z iPhone`m.
Różnica w „jakości” zdjęć z matrycy iPhone w stosunku do efektu uzyskanego do zdjęć z Olka jest KOOLOOSAALNAA! Wstydzę się przyznać do takiego lenistwa i tej porażki, tym bardziej, że ostatnio pouczałem jakiegoś internetowego znajomego o złym podejściu do fotografii. A tu taka wpadka we własnym wykonaniu.
Głównie, żonę i córkę za kilka lat płaskich i bez wyrazu portretów z iPhone. To się więcej nie powtórzy. Od dzisiaj zabawa w fotografię wyłącznie z udziałem ręcznie dobieranej ilości światła, z ręcznie ustawioną głębią ostrości i kadrem prosto z matrycy, a nie z programów do obróbki.
Pobożne życzenia. Jak będzie? Się przekonamy, już wkrótce.
Markę Synology kojarzycie zapewne z urządzeniami NAS. Te świetne dyski sieciowe dają możliwość przechowywania bezpiecznie…
Na rynek wchodzą dwa nowe głośniki marki Sonos: Era 100 i Era 300. Model Era…
Akcesoriów, które możemy dodać do naszego inteligentnego domu jest coraz więcej. Do tego zacnego grona…
Wiecie, że jedna z najlepszych baz danych - FileMaker (obecnie zmieniana jest nazwa na Claris),…
Elon Musk wszedł na Twittera i zrobił rewolucje. Ostateczną ocenę jego poczynań w tym serwisie…
Ten produkt miał już nie istnieć. Kiedy pojawiły się informację, że Apple nie przedłuży życia „dużego”…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.