Niezależnie gdzie jadę, na weekend do przyjaciół, czy na kilkudniową konferencję lub zwyczajnie na urlop to trzy rzeczy spędzają mi sen z powiek. Pierwszy to zasięg internetu, drugi to bateria w telefonie i ostatnia sprawa to wolna przestrzeń na dane. Bez tych składowych (ja przynajmniej) nie wyobrażam sobie wyjazdu. Tak, może to uzależnienie ale najlepiej oddycham z pełną baterią w telefonie i siecią w przeglądarce. Do tej pory spakowanie plecaka to proces gromadzenia kilku rzeczy, które rozwiązywały powyższe problemy. Firma TP-Link jakby czytała mi w myślach i wstawiła do swojej oferty mobilny hotspot 3G o nazwie M5360. Co więcej, to nie tylko sprzęt dający dostęp do internetu. To również niezastąpiony akumulator do ładowania telefonu i pen-drive z 32GB do wykorzystania.
W pudełku Jednego możemy być pewni z nowym TP-Linkiem. Umieścimy w nim każdą kartę SIM. W pudełko znajdziemy adaptery pozwalające umieścić zarówno micro-SIM jak i nano-SIM w slocie hotspota. Do tego otrzymujemy ładowarkę sieciową wraz z przewodem służącym do ładowania akumulatora. Nie zabrakło także broszurki „Pierwsze uruchomienie” – dobrze napisana pozycja pozwalająca bez problemowo rozpocząć pracę z urządzeniem. Karty pamięci SD nie znajdziemy w zestawie. Poniżej znajdziecie film z serii „wyjmujemy z pudełka”
Słów kilka o budowie
TP-Link M5360 zgrabnie wkomponowuje się wyglądem w linie produktów Apple. Biały kolor ładnie prezentuje się na biurku obok aluminiowego laptopa i iPhone’a. Zgadzam się z Wami, nie jest to najważniejszy argument bo gro czasu to urządzenie spędzi w plecaku, w gąszczu kabli i masy innych rzeczy niezbędnych na wyjeździe. Lubię gabaryty tego urządzenia. Nie zajmuje dużo miejsca i swobodnie mieści się w dłoni – 100×44.3×28.5mm.
Mamy tu dwa złącza USB. Jedno służy do ładowania modemu, drugie zaś pomoże utrzymać nasz telefon na baterii przez dłuższy czas. Niedaleko włącznika, pod jedną klapką znajdują się złącza kart SIM oraz SD. Maksymalna wielkość użytej pamięci to 32GB. Przez prawie miesiąc użytkowania sprzętu nie miałem problemu z jego stabilnością. Jednak dobrą praktyką jest przycisk „Reset” przywracający ustawienia fabryczne. Przyda się także na wypadek gdy zmienimy hasło i zapomnimy jak brzmiało.
W działaniu
Żeby rozpocząć używać TP-Linka nie trzeba poświęcić naszego cennego czasu na jego konfigurację. Wystarczy naładować do pełna baterię w przenośnym hotspocie i wcisnąć w odpowiednie sloty kartę SIM oraz SD. Najwięcej problemów przysporzyło mi w całym procesie rozruchowym wciśnięcie modułu SIM (nie mam olbrzymiego palca ale nie mogłem zakleszczyć karty w slocie) oraz podanie hasła do sieci (było długie ;-)). Wszystkie parametry logowania znajdziemy na tylnej ścianie urządzenia. Nie jestem zbytnio przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa, że niby ktoś zaraz spisze hasło administratora do tegoż sprzętu. Myślę, że tak życzliwy człek pocieszyłby się raczej całym urządzeniem, gdyż jego gabaryty są niewielkie i zmieszczą się na upartego w kieszeni. W razie czego można zawsze zerwać nalepkę z pakietem informacji i zamknąć w najlepiej strzeżonym sejfie. Według upodobań. Podsumowując – brak hasła nie zaskoczy Was podczas pracy z urządzeniem. Sprzęt jest bardzo mobilny więc radzę pilnować go dobrze.
Użytkownicy, którzy lubią „podłubać” w ustawieniach hotspota znajdą coś dla siebie. Możemy poprzez przeglądarkę internetową zalogować się do panelu administratora i tam zmienić część parametrów. Zmienimy nazwę SSID urządzenia, ustalimy kanał pracy oraz typ sieci Wi-Fi. Będzie także możliwość konfiguracji parametrów serwera DHCP.
Przez miesiąc TP-Link M5360 długie godziny spędzał w plecaku wrzucony do jednej kieszeni z kablami, monetami, długopisem i całą masą innych niezbędnych rzeczy jakie zwyczajny facet ze sobą nosi (jestem normalny?). Nie specjalnie zagroziły one hotspotowi chociaż pedanci od wyglądu będą kręcić nosem. Pojawiły się liczne i drobne oznaki bliskich spotkań z twardymi przedmiotami na plastikowej obudowie jednak zupełnie nie przeszkadzają w użytkowaniu sprzętu. Zresztą, jedyną rzecz na jaka przyjdzie nam patrzeć w M5360 jest niewielkich rozmiarów wyświetlacz z pełnym spektrum informacji o pracy urządzenia. Ekran jest bardzo czytelny i zawiera takie treści jak: ilość podpiętych urządzeń po Wi-Fi, operator i zasięg sieci, parametry transferu danych (pobieranie, wysyłanie, ilość pobranych danych).
Dużym plusem w stosunku do swojego poprzednika modelu M5350 jest możliwość włożenia karty SIM i SD bez konieczności zdejmowania obudowy i wyjmowania baterii utrzymującej napięcie urządzenia. Wystarczy podnieść zaślepkę aby mieć dostęp do portów kart. Umiejscowiona pamięć SD zamienia nasz hotspot w pendrive’a. Producent podaje 32GB jako maksymalna wielkość pamięci. Sądzę, że przydałoby się możliwość wkładania większych nośników danych. Byłaby wówczas szansa na pozostawienie dysku zewnętrznego w domu.
TP-Link M5360 to także bank mocy dla naszych urządzeń przenośnych. Z jednej strony znajduje się port USB do którego wpinamy telefon do ładowania. Po przeciwnej stronie odnajdziemy port micro-USB do uzupełniania mocy akumulatora.
Trochę o cyferkach
I tak zmierzamy do cyferkowej części opisu. TP-Link M5360 jak podaje producent powinien działać na baterii 17 godzin podczas udostępniania sieci 3G. Myślę, że te dane nie są przejaskrawione. Bez ciągłego obciążenia sprzęt spokojnie wytrzymywał dzień na czuwaniu. Powinien zatem wytrzymać podczas krótkiego weekendowego wypadu za miasto (jeśli nasz odpoczynek nie będzie polegał na ciągłym klikaniu po sieci).
Bateria hotspota ładuje się 11 godzin. Natomiast akumulatorka wystarczy na dwukrotne pełne naładowanie iPhone’a 5S (od 1% do 100%). Wynik mile mnie zaskoczył patrząc na gabaryty baterii tego urządzenia. Pojemność power-banku – 5200mAh.
Zasięg to kolejna mila niespodzianka. Pomimo braku zewnętrznych anten hotspot zadziwiająco dobrze dawał sobie radę podczas testów jakości zasięgu. W obszarze 12 metrów oddzielonych ścianami zasięg Wi-Fi wciąż był obecny. Spadła natomiast dość mocno jakoś (czas) odpowiedzi przesyłanych pingów. Poniżej wyniki dla: 5 i 12 metrów.
Pozwoliłem sobie sprawdzić szybkość transferu operatora sieci komórkowej działającego w mojej okolicy. Zasięg mam tu nie najlepszy, a osiągi dość przyzwoite. Nie jest to jednak żaden wyznacznik, bo mieszkam… tu gdzie mieszkam i wrony zawracają.
Niezbędnik
Nic tak nie wypycha mojego plecaka jak sprzęt potrzebny do utrzymania przy życiu telefonu, ogarnięcia sieci i pamięć masowa. Oczywiście do tego dochodzi mikrofon do MacGadki i laptop. Jednak baterie, dysk zewnętrzny i router są znaczną częścią bagażu.
Zamknąć to wszystko w jednym urządzeniu. Bajka! TP-Link jakby wiedział czego mi potrzeba i już wyciąga rękę po moje skromne fundusze. I cóż… pewnie je dostanie. Polecam i lecę do sklepu. Jeśli na wyjazdach nie możesz żyć bez internetu i telefonu to TP-Link M5360 rozwiąże kilka Twoich problemów – w jednym urządzeniu.
Plusy
– trzy w jednym – hotspot, pen-drive, dodatkowy akumulator
– zasięg sieci wi-fi
– pojemny power-bank
– długi czas pracy na baterii
Minusy:
– mała pojemność obsługiwanej karty SD – 32GB
– trudność z włożeniem karty SIM
– rysująca się obudowa
Cena – około 300 zł.
Witryna TP-Link M5360 – http://www.tp-link.com.pl/products/details/?model=M5360
Zdjęcia – https://www.flickr.com/photos/pemmax/sets/72157647424657090/
Film – http://youtu.be/sNjJ1SbXpfs?list=UUNVs2iX886SvZgo9gjbDJLA
Takie użycie „bynajmniej” boli.
Racja.
Mam od 2 miesięcy i polecam szczególnie na dalekie podróże. Sam uzywałem go w Albanii podczas ostatnich wakacji. Z Vodafone Al spisywał się wyśmienicie. Spokojnie wytrzymywał do wieczora na baterii.
Bardzo fajne urządzonko 🙂 Zastanawiam się tylko, czy Apple nie będzie kiedyś montowało modemów 3G/4G w niektórych Macbookach – z pewnością sporo osób by się ucieszyło.
Świetne urządzenie, rzeczywiście 32GB w tych czasach to mają modemy „paluszki”. Szkoda również, że to jest 3G na chwilę obecną rynek już od dłuższego czasu opanowały standardy LTE. Jak dla mnie następna wersja tak właśnie powinna wyglądać: standard LTE oraz co najmniej obsługa kart mikro SD 128GB class 10.
Pozdrawiam 🙂