Czym się zajmujesz? Jeśli to pytanie zadacie blogerowi to w 98% padnie odpowiedź – „moja fabryka”. Nie usłyszysz, że zarabiam na prowadzeniu strony. Dowiesz się natomiast, że ów człowiek przez cały dzień zakasuje rękawy w swojej codziennej rzeczywistości, następnie wraca do rodziny, a wieczorem, gdy ma jeszcze możliwość wykrzesania z siebie troszkę energii przycupnie do klawiatury. Stworzy wówczas mniej lub bardziej interesującą notkę. Ot, prawda o prowadzeniu prywatnej witryny.
Jeśli spotkasz w „realu” piszącego przez minimum rok autora, możesz mieć pewność, że jest to człowiek interesujący. Potrafi łączyć życie prywatne ze swoją pasją. Nie spotkałem jeszcze „nudnego” blogera. To chyba ich osobowość. Są niezłomni. Do tego jeśli potrafią utrzymać w rydzach dziś i teraz wraz ze światem wirtualnym to muszą być odpowiedzialni.
Odpowiedzialny człek kalkuluje. Oblicza co jest kwestią priorytetową na dziś. Czy znajdzie czas na napisanie notatki, czy praca i dom pochłoną cały jego czas. Na szczęście ma wybór, nic go nie krępuje. Sytuacja się zmienia, gdy na witrynie pojawi się banner, reklama, która powinna generować ruch na stronę sponsora. I tu bloger ściera się z decyzją, którą musi podjąć – zadowalamy reklamodawcę czy piszemy kiedy możemy.
Blog jako maszyna do robienia pieniędzy to trudna sztuka. Szczególnie jeśli zajmujesz się rozmaitymi sprawami. To raczej dodatek do reszty, który daje ich autorom przyjemność. Jest też słynna autopromocja, ale znacie pewnie wywody na jej temat z innych wpisów na MM (link poniżej). Trudno więc zapewnić stały, systematyczny ruch na stronie. Tego przecież oczekują sponsorzy – nic dziwnego, to ich również ciężko zarobione pieniądze. Miałem ostatnio możliwość podpisania umowy na roczną współpracę. Pieniądze nie dałyby mi możliwości utrzymania się ale na pewno cieszyły by budżet lekkich wydatków. Wystraszyłem się. Nie mogłem podjąć tego tematu z prostej przyczyny – nie dam pewności nikomu, że będę w stanie generować przysłowiowe 10 wpisów dziennie. Nikt z „normalnych” blogerów nie jest w stanie zapewnić reklamodawcy systematyczności. Dlatego więc gdy zgłasza się do mnie klient chcący zostawić swoje pieniądze na stronie zawsze mam obawy. Nie jest to strach przed sukcesem ale zwykła odpowiedzialność za to co robię. I szacunek dla drugiej strony. To chyba ostatecznie rozwiązuje problem „bogatych autorów stron”. Ile znajdziesz firm, które będą w stanie wysupłać pieniądze dla autora, który nie da im pewności, że witryna przyniesie odpowiednio wysoką odwiedzalność strony? Jeśli marzy Ci się bogactwo na polach internetowych to wiedz, że nie tędy droga. Ten wypadek, może przydarzyć się nielicznym jak wygrana w totka.
Dobrze, może kiedyś będę bogaty. Jednak to nie na blogu. Może ktoś mnie kiedyś zauważy i będę zarabiał krocie na pisanej treści. Ale to nie na blogu. Strona może być jedynie zapalnikiem, a i owszem. Życie jednak pokazuje, że ta bomba ma strasznie długi lont.
Wpis inspirowany wydarzeniami na stronie Radka Zalewskiego. Od czasu do czasu nachodzi mnie myśl w temacie pisania bloga. To chyba naturalne kryzysy i wzloty piszących. Cieszy jednak fakt, że czasem ktoś docenia moją pracę bez konieczności opłat za treść. To jednak tylko malutkie epizody w całej przygodzie prowadzenia witryny.
Z własnego doświadczenia dodam jeszcze, że tak zwana codzienność i proza życia mogą przeważyć stając się gwoździem do trumny bloga który choć fajny, lubiany i mający wielu czytelników musi zostać zawieszony/zamknięty bo inaczej życie w „realu” ucierpi. Nie mam pojęcia ile blogów w ten sposób zakończyło żywot, sądzę, że znaczna ilość.
Jest też optymistyczny ciąg dalszy żeby nie kończyć na smutno – czasem bywa, szczególnie gdy bloger wykaże się dobrą znajomością opisywanego tematu i ciekawym podejściem, że ktoś ważny z tej perspektywy zaproponuje pracę niekoniecznie z piórem w ręku ale jako, nazwijmy to, specjalista od opisywanej dziedziny w jakiejś firmie. To też znam z autopsji 🙂
Zatem nie zawsze prowadzenie bloga musi prowadzić do sukcesu bezpośrednio – poprzez napływ gotówki za pisanie.
Według mnie warto pisać o tym co nas interesuje, nie mając celu finansowego na horyzoncie. Wydaje mi się, że tak jest lepiej dla zdrowia psychicznego (nie denerwujemy się statystykami i brakiem ofert w mailach). Dla wprawnego oka nie jest problemem wyróżnienie blogów tworzonych niejako „dla siebie”, zamiast „dla kasy” gdzie wpisy pojawiają się często miałkie i wyraźnie wymuszone umową ze sponsorem „na 10 tekstów o długości 350 znaków tygodniowo”.
Nawet jeśli nie uda się przekuć bloga na pieniądze w taki czy inny sposób, to pamiętajcie, że pisząc dbacie o własną głowę i jakość połączeń między neuronami. A aktywna praca mózgu jest świetną profilaktyką chroniącą przed zbyt wczesnym zapadnięciem na przeróżne choroby objawiające się otępieniem w wielu postaciach. Jest to dowiedzione naukowo. Zatem pisząc bloga zawsze zyskujecie – jak nie dzisiaj pieniądze, to za wiele lat dłuższe życie w pełnej świadomości otaczającego was świata.
Jurku, fajne, ironiczne zakończenie 😉
Niektórym udaje się z bloga żyć. Rzadko jednak są to blogi na poziomie.
A co, gdy bloger napisze coś nowego? To spora część hałastry skopiuje jego wpis podając jako swój. Gorzka satysfakcja dla tego pierwszego 😉
Spójrz na to z innej strony – poza pieniędzmi walutą jest także czas i zaufanie.
To pierwsze możesz mierzyć patrząc ile ludzie spędzają dziennie czasu na Twojej stronie. Zobacz statystyki z miesiąca i pomyśl ile czasu „cudzego” dostałeś w zamian za swoje wystawienie treści.
A o zaufaniu chyba nie muszę pisać?
Ja myślę, że o zaufaniu Przemek już wie. Pewnie tylko jest rozgoryczony, że niekoniecznie zaufanie ma największą wartość w internecie. Zobacz, ktoś darzy SW zaufaniem? A ile tam osób, pewnie też i zarobek. I kpiny z innych wygłaszane z wyższością.
Nie wiem kto i za co lubi SW i czy ufa tej stronie. Natomiast wiem, że Przemka czytuję regularnie, SW nie.
Jeżeli celem tej witryny ma być zarabianie to Przemek wie co powinien robić i co zmienić ;).
Hm. To ja się nieprecyzyjnie wyraziłem. Jakiś rodzaj zaufania na pewno tam jest wmieszany skoro tyle osób odwiedza SW. Pytanie tylko jaki to jest rodzaj zaufania? I ja odwiedzałem kiedyś SW, dziś już tego nie robię. Do strony Przemka mam zaufanie bardziej prywatne choć Przemka nie znam. Tyle, że jeśli ta strona miałaby zarabiać, pewnie utraciłaby ów prywatny charakter. Z drugiej strony niewykluczone, że dalej byśmy ją odwiedzali 🙂 Przecież nie wszystko, co komercyjne, jest złe. W moim idealnym wyobrażeniu każdy sensowny bloger i podkaster, który ma swoich słuchaczy i odbiorców, mógłby na tym też zarabiać 🙂 Nie mam tylko zielonego pojęcia co trzeba zrobić, żeby tak było. 😉
OK Panowie, zatem słucham, jak można zarobić na pisaniu MM. Bo jakoś formularz darowizn milczy od bardzo dawna 😉
PM: Wiesz jak – dostajesz przecież oferty 😉 (więc wiesz jakie są wymagania) i obserwujesz zarabiającą konkurencję, więc wiesz na czym się zarabia.
Shawn Blanc (Blog – według mnie znany w świecie aplowym – jest jego pracą, poświęca na to „etat”) ostatnio wspominał o tym, że gdyby miał żyć tylko z reklam, albo z czytelników premium (ma subskrypcję $3 miesięcznie) to by musiał przestać to robić. Przy czym kombinacja tych dwóch źródeł przychodu jest gdzieś na granicy opłacalności.
RSS u Brooksa (równie popularna strona, 7.800 aktywnych subskrybentów RSS) kosztuje 1500$ miesięcznie – o ile z perspektywy Polski to brzmi imponująco to pytanie czy pensja 14 tyś USD brutto rocznie była czymś szczególnym w Waszyngtonie, US. Czy to odpowiednik naszych 14 tyś PLN rocznie?
Keep calm and carry on.
Nie ukrywam, że doświadczam wzrostu aktywności reklamodawców. Jednak jeszcze brak mi mocnego stąpania po ziemi w sprawie współpracy stricte biznesowej na poziomie rozmów z firmami. Chociaż ostatnio tak się składa (nie wiem czy to efekt tego wpisu), że rozmowy ze znajomymi blogerami oscylują wokół finansów. I tutaj wchodzę właśnie w ostry zakręt zmieniający podejście doprowadzenia bloga. Zobaczymy.
BTW. Żeby nie było smutno, będą też w planie wpisy optymistyczne w dzienniczku Blogera 😉
MM: Władze federalne USA określają tzw. próg ubóstwa. W tej chwili jest to ok. 20 tys. dolarów rocznie na czteroosobową rodzinę. Ale zarobki na poziomie tych 20 tys. na osobę nie są wysokie, ale nie są też czymś nienormalnym. Porównałbym to do polskich 2 tys. miesięcznie.
Natomiast 14 tys. dolarów rocznie to jest pensja minimalna. Bardzo mało, na poziomie niewykwalifikowanego pracownika fizycznego niezrzeszonego w związkach. Pytanie tylko jak p. Brooks rozlicza podatek – jeśli wykazuje tak niski dochód, to otrzymuje zwrot podatkowy w wys. kilku tysięcy dolarów co rok (jeśli maa dzieci).Inne realia, inna kombinatoryka. Nie możemy na to patrzeć, bo USA to kraj, gdzie żyje najwięcej użytkowników Apple.