Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyś zniknął? Tak na kilka dni, nie pisał nic na blogu, nie ćwierknął na Twitterku, nie pochwalił się nowym zdjęciem z wakacji na Facebooku. Mogę Ci powiedzieć – nic. Pomimo, że śledzi Cię tysiąc osób, masz swoich fanów z każdego zakątka Polski albo i dalej. Nie stanie się nic, bo w sieci nie istniejesz naprawdę. Jesteś tylko zlepkiem 140 znaków lub cyfrową postacią, której dowodu fizycznego istnienia nawet nie jestem pewien.
Widzę Twój grymas niezadowolenia. Przecież jesteś tu teraz i czytasz to co napisałem. Jest to zatem dowód tego, że istnieję, że żyję, że w sieci jestem obecny, namacalny. Rozejrzyj się dokładnie, czy za szklanym ekranem jest ktoś, kogo możesz uścisnąć? Ktoś kto poda Ci kubek kawy? Sieć to miejsce, gdzie przepływają jedynie myśli, nic więcej, gdy przestanę pisać na klawiaturze, dla Ciebie nie będę istniał. Obojętne, czy przez podane teksty na ekranie pomogłem Ci wiele razy czy tylko raz. Zapomnisz o mnie szybciej, niż zamkniesz oczy przed snem. Dla Ciebie nie istnieję. Jest tylko ta strona.
Czasem zastanawiałem się co robi Bartek Skowronek. No proszę Cię, nie mów, że go nie pamiętasz. A zresztą, masz prawo, bo od 7 miesięcy cisza. Nie wypowiedział ani jednego słowa na Fotogenii. Zawsze wzbudzał dyskusję, poruszał sprawy ciekawe i atakował to co mierziło w Apple (i nie tylko). Mocno komentowane wpisy, pochwały, zdawać by się mogło, ten facet będzie żył wiecznie w sieci. Jest moim kumplem i wielu mi podobnym. Może liczyć na moje wparcie bo jesteśmy jak bratnie dusze. Co zatem u Bartka? Nie mam pojęcia. Wystarczyło, że zamilkł. Jeden z najlepszych zamilkł i dla mnie umarł. Dla Ciebie też? Zapewne.
Facebook, Twitter… fenomeny? Raczej proste narzędzia do wypowiedzenia się na tematy, które nas nurtują. Może ich sukces to właśnie ułuda, która sprawia, że mamy wrażenie bycia w centrum świata. Przecież gdy wypowiem swoją złotą myśl, to słucha ich znacznie więcej osób, niżbym krzyczał do tuby z dachu mojego bloku. Nie mogą one zatem przejść bez odzewu. Ktoś może nawet skomentuje, kliknie „Like”. To mnie buduje. Jednak ta konstrukcja jest oparta na tak słabych podstawach, że trudno będzie utrzymać ją w pionie.
Po co ten wywód. Wystarczy wyciągnąć wtyczkę z gniazdka i będziesz wolny. Nikt Cię nie trzyma w sieci. Możesz to zrobić prawda? Ostatnim czasem zadaję sobie to pytanie, czy wystarczy wyłączyć komputer, aby usystematyzować co jest naprawdę ważne. Wystarczy, że doświadczysz pewnej niepełnosprawności (bo cóż to za problem nie móć stąpać na jedną noge), aby zacząć myśleć o sprawach, które wcześniej nawet nie obiły się o Twoją głowę. Czas zacząć żyć w realnym świecie, a nie lepić się do życia na Facebooku. Najwyższa pora rozdzielić „ja” oraz „sieć”. Bo nie chcę umrzeć, gdy zabraknie prądu.
Bardzo mi się podoba to, co napisałeś. Warto się czasem zastanowić, co jest naprawdę ważne.
Teraz wszystko jest e-. e-książki, e-szkoły, e-przyjaciele i e-znajomi. Całe życie wielu ludzi przenosi się z rzeczywistego świata do e-świata. Wcale nie jestem przekonany, czy to dobrze…
krótko i treściwie. nawet nie wiem czy klikać „lubię to”, ale zgadzam się w 100%.
Przemku! RESPECT! Nawet nie wiesz jaki genialny tekst napisałeś. A napisałeś go jakieś 3 tygodnie po tym jak sam doszedłem do wniosku, że za dużo siedzę w domu przed ekranem komputera. Od tamtego czasu powiedziałem dość i zacząłem zmiany w swoim życiu. Zaczęło się od sprzedania iPhona, który jak się okazało tylko zaprzątał mi głowę i nie raz się potykałem na ulicy bo patrzyłem co nowego na Twitterze. Wydawało mi się też, ze iPhone to super notes i lepiej w sklepie mi pomoże przy zakupach niż kartka papieru. Jak się później okazało bezpodstawnie. Radze sobie i bez kartki i to całkiem dobrze a nic nie zaprząta mi głowy gdy idę po ulicy czy jadę metrem – żadnych pisknięć push. Maila spokojnie sprawdzam po powrocie do domu i też zdążam odpisać. OK, może tylko brakuje mi grajka, ale na to znajdzie się rada i kupie iPoda Classic. Od tamtego czasu zacząłem więcej wychodzić do realnych ludzi a co najważniejsze to zacząłem bardziej słuchać co do mnie mówią a nie tylko, aha, ok, mhm, dobra. Oni również to zauważyli i to na +. Nie mam zamiaru niczego krytykować, bo wszystko jest dla ludzi, ale jak się okazało iPhone to raczej bardziej mi przeszkadzał ni pomagał. Nie tylko zresztą on. Komputer miałem włączony prawie 10 godzin dziennie a i zdarzało się siedzieć do 2 w nocy. Mam nadzieje, że wyjdzie mi to na zdrowie bo szczęśliwszy i weselszy to już na pewno jestem.
Świetny tekst…daje do myślenia. Pozdrawiam.
Bardzo dobry tekst :). Widzę, że nie tylko mnie wzięło na odwyk od Sieci. I bardzo dobrze, bo ileż można gapić się bezczynnie w ścienę czy timeline?
Bardzo dobrze, że jeszcze ktoś jest w stanie takie rzeczy zauważyć. Obecność w sieci nie jest obowiązkowa i nikt jej nie sprawdza. Internet ma służyć pomocą, dlatego selekcja informacji, kanałów RSS, obserwowanych na Twitterze/Facebooku powinna być na porządku dziennym, żeby ten nas od siebie nie uzależnił.
A już myślałem, że jestem nienormalny, że się na taki ruch zdecydowałem. Tak jak to trafnie ujął @aqum to internet ma służyć pomocą a u mnie było już prawie tak jak bym to ja był dla niego. Nie mam zamiaru rezygnować z nowinek technicznych czy internetu w 100%, ale obecny poziom użytkowania go, bardzo mi odpowiada.
Nie prawda! Ja jak na blip.pl przez tydzień nie dawałem znaku życia, ludzie obserwujący – zaczęli mnie szukać i powstał tag typu #szukamydaniela. Pisali do moich znajomych na FB itd. w końcu jak wróciłem dostałem straszny opieprz, za nie dawanie znaku życia – a ja po prostu internetu nie miałem.
Już wiem! Oglądałeś „Kosiarza umysłów” z lat 90 ubiegłego wieku? 😉
To się nazywa refleks! 😉
Używam internetu od 15 lat i muszę przyznać, że korzystam z niego coraz mniej. Ostatnio zauważyłem, że codziennie wchodzę jedynie na fb, i gazete.pl. Reszta sporadycznie (poza mailem w pracy). Wydaje mi się, że jednak sami możemy wyłączyć powiadamiania „push” i to od nas zależy. Ale mimo wszystko czuję właśnie przytłoczenie siecią. Włączam ten komputer bez sensu i gapię się. Nie korzystam, ale spędzam tak czas, zupełnie bez sensu.
@Tomasz – jak najbardziej możemy wyłączyć Push, tylko gdy masz świadomość, ze on jest to nie możesz się powstrzymać i tak go prędzej czy później włączasz. (Przynajmniej ja :-)) A nawet jak miałem Push wyłączony to włączałem sprawdzanie Fetch co 15 minut a w międzyczasie i tak sam otwierałem maila, więc widzisz. Dla niektórych jednak jest to niewskazane (czytaj mnie)
@ Remigiusz – chyba rozumiem. Też tak mam. Sprawdzanie poczty mam co 5 minut ale pewnie z 20 razy dziennie kliknę w „pobierz” mimo wszystko 🙂
nie pisze na twitter, na facebook rzadko, nie publikuje zdjec, nie bloguje…nie mam tego w planach 🙂
Dobry tekst. Jednak spojrzenie z innej perspektywy na swoje życie przydaje się…
Przeginanie w żadną stronę nie jest dobre. Można spędzać życie wyłącznie w sieci – ale po co? Można też się od niej całkiem odciąć – ale po co?
Można jeszcze wyważyć proporcje. Nieprawdą jest, że za literkami na ekranie nie ma człowieka. Sieć to dla mnie taki sam sposób komunikowania się z ludźmi jak telefon czy kiedyś listy, tylko szybciej i łatwiej. Dzięki sieci poznałam mnóstwo interesujących osób, na których w inny sposób bym nigdy nie trafiła, i te znajomości są kontynuowane IRL. Mam z kim się spotkać, pogadać, pojechać w odwiedziny, zaprosić do siebie.
Serio, nie trzeba wybierać między być albo nie być online. Jest jeszcze coś pośrodku.
polecam książkę „Krzemowe Remedium” Clifforda Stolla
Przeczytałem ten wpis i uświadomiłem sobie, że został opublikowany w momencie kiedy nawet bez telefonu spędzałem czas na oddziale kardiologicznym.
Co jeszcze mocniej pozwala mi odczuć jak trafnym są sformułowane stwierdzenia.
Szacunek.