Jest taka firma, która potrafi rozpieszczać swoich klientów. Robi to tak dobrze, że czasem zastanawiam się czy to ja ją nakręcam, czy tak tęgie głowy siedzą w Cupertino, że czytają mi w myślach i sprawiają mój zachwyt. Nie widziałem lepszego sprzętu od tego, który serwuje mi jabłonka Jobsa. Nie widziałem lepszego systemu operacyjnego. Zresztą nawet Ci niezauroczeni mówią, że Mac OS X jest piękny. I nie dziwię się im, bo sam popadam czasem w samozachwyt widząc dopieszczone ikony oraz latające okna Expose. Całkowita ekstaza i rozpływanie się w przestrzeni IT. A mówiąc krótko lenistwo! Już nie robię pięciu operacji aby wyrugować czerwone oczy w zdjęciach. Klikam w iPhoto ikonkę i mam. Pages i broszura firmowa, nie ma sprawy. Klik, klik i gotowe. Lenistwo, śmierdzące lenistwo, aż cuchnące po zasilacz mojego mini, Maca mini oczywiście. Jest tylko jedna irytująca sprawa. Instalacja aplikacji. Tak, proces, który jak dowodzi Apple po dogłębnej analizie wymaga od użytkownika, nadludzkich zdolności. Po pierwsze, musisz znaleźć w sieci stronę producenta. Łatwe powiecie? Google wie wszystko, ale jego wiedza tajemna sięga zbyt daleko i podaje mi na tacy tak dużo odpowiedzi, że nie mam czasu i ochoty rozkminiać, czego mi potrzeba. Chcę mieć to w jednym miejscu, pod paluszkiem, bez wysiłku ot, jeden klik. Drugi problem, płatność. Wyprężony na fotelu, mam nagle zbiec po kartę kredytową do portfela? Sorry, nie ja! Ma być klik! I co dalej, instalacja. Największy koszmar. Jakiś plik DMG lub inny magiczny instaler. Klikam, otwiera się okno, są jakieś dziwne strzałki skierowane na katalog Programy, i… Skąd ja mam wiedzieć, że autor żąda przeciągnięcia tego znaczka akurat tam, do tego jednego katalogu? Nie jestem wróżbitą! Ale koniec mojej męki. Tych wszystkich rozterek, bólów palców na myszce i całego zgiełku opisanego powyżej. Będę miał mój Mac App Store z dużymi programami.
Apple wie co dla mnie dobre. Wie też co dobre dla programistów. 30% od zarobku to chyba nie wygórowana cena za doskonałe miejsce promocji swoich aplikacji. No tak, wszyscy nie będą w Top 10, będą musieli mocniej się starać. Wiem, że inne serwisy sprzedaży jak Kagi pobierają jedynie 6-8% z dochodu, jednak to nie to samo. Nie odstrasza mnie nawet proces akceptacji programów, który jak dobrze znamy z App Store dla iPhonea trwa nawet kilka tygodni. To nie jest przecież mój kłopot, tylko programistów. Ja chcę mieć wszystko w jednym miejscu. Nie straszne mi nawet procesy usuwania programów, widać nie spełniały wysokich wymagań jakości Apple. Nie obawiam się tego, bo będzie mi łatwiej kupować aplikacje. Nie przejmuję się zupełnie, że Apple będzie miało większą kontrolę nad tym co kupuję. Nawet mi to odpowiada, bo mechanizmy analizy moich poczynań w sklepie podpowiedzą, co będzie mi jeszcze potrzebne. Podsunie dobry pomysł, jak Genius w muzyce.
Wszystko drodzy użytkownicy Maków dla naszej wygody. Niczym nie musimy się już przejmować. No może tylko jednym, podirytowanymi programistami, którzy zmienią środowisko kodowania.
Świetny wpis.Super sie czytało. Jak zwykle.
Mam nadzieję,że wszystko będzie tak proste i dostępne w Polsce!
Bardzo dobry tekst, takie u Ciebie lubię najbardziej.
Jak nic przesadziłeś z dopalaczami! 😉
Takiej ilości wazeliny nie wydaliłeś od baaaardzo dawna. Można by pomyśleć, że właśnie dostałeś MBA w prezencie.
A jak ochłoniesz to dotrze do ciebie , że podniecasz się narzędziem. Tylko narzędziem. Nawet nie tym co możesz tym narzędziem zrobić, tylko samym przedmiotem.
i w dodatku wydoja z ciebie ostatnia zlotowke ale oczywiscie powiesz ze za jakosc sie placi… dymaja ludzi jak chca w bialych rekawiczkach
Developerzy taki biedni znów nie są. Mimo wszystko łatwiej się wypromować w AppStore niż w całym Internecie. Wszyscy sobie za przeproszeniem gębę wycierają „biednymi developerami”: Nokia, RIM, Google i reszta – a skoro Apple przybywa nawet niech kilkanaście tysięcy nowych miesięcznie – to znaczy że coś robią dobrze. Czas pokaże gdzie komu najwygodniej i najlepszą kasę zarobi. I nie musi, a nawet nie powinno być to jedno miejsce.
Robię w pracy projekty na iOS i na Androida i powiem szczerze, że dla jednych „otwartość”, a dla mnie po prostu przerażający burdel. Apple przynajmniej kontroluje jakość kodu, Google nie robi prawie nic.
Mac App Store będzie dobrym i pożytecznym narzędziem tylko pod jednym warunkiem – zostanie możliwość instalowania aplikacji spoza sklepu, tak jak do tej pory. Jestem przekonany, że tak musi być, w przeciwnym razie dostalibyśmy całkowicie zamkniętą platformę. W najbliższej przyszłości chyba nam to nie grozi. Ciekaw jestem natomiast jakie będzie zainteresowanie twórców wartościowego softu tą formą sprzedaży? Czy możliwe jest np. wprowadzenie dwóch wersji programu – do zakupu przez App Store i klasyczną drogą, czy też umieszczając aplikację w sklepie autor będzie skazany tylko na sprzedaż wyłącznie tym kanałem dystrybucji?
Drugi problem, który może się pojawić to weryfikacja i usuwanie programów ze sklepu. O ile w App Store dla iOS ludzie mogli takie coś przełknąć (zresztą zwykle dotyczyło to bezwartościowych głupot) o tyle tutaj np. usunięcie programu uznanego za „nieprawomyślny” pewnie nie spotkałoby się z dobrym przyjęciem.
Mnie się bardzo podoba taki sposób instalowania aplikacji, jest do bólu user-friendly. Nie rozumiem ironii autora. Dla kogoś oczekującego maksymalnej prostoty i przyzwyczajonego do instalowania aplikacji w iOS taka forma pozyskiwania softu jest idealna. Jestem nawet za tym, aby programy spoza sklepu również musiały się dostosować do jednego formatu pozwalającego na instalację.
Świetny wpis.
@Mazo, czy ja już pisałem, że uwielbiam Twoje komentarze? 😉 W sumie wszystko by się zgadzało z wazeliną, tylko puenta troszkę nie ta.
@Blażejos nie chodzi o biedotę developerów, ale bo zachłanność Apple
@zanskar po części sam odpowiadasz, dlaczego autor drwi. Bo ma obawy. Jeśli będą nieuzasadnione, to w głębi serca odsapnę. Jednak promocja poza Mac App Store będzie trudniejsza. Co automatycznie będzie wiązać autorów ze sklepem Apple. To natomiast przekłada się na pełną kontrolę jednej firmy nad tym, co instaluejmy na naszych komputerach. Teraz czekam tylko na darmowe iDiski i selekcję dokumentów, która będzie mogła być na nich zapisywana. Problem w tym, że nowe laptopy, nie będą miały dysków, tylko stały dostęp do sieci.
OK, rozumiem obawy ale nie popadajmy w przesadę. Dziś nikomu nie przeszkadza trzymanie danych na płatnym iDisku, czy w innych Dropboxach, SkyDrive itp. Logiczne jest, że przechowując dane „w chmurze” dajemy komuś teoretyczną możliwość dostępu do nich. Czy z tego skorzysta, czy nie to zupełnie inna bajka.
Co do samego App Store dla Mac – na pewno z biegiem czasu urośnie w siłę na tyle, że dojdzie do sytuacji „kto nie jest w App Store ten nie istnieje”. Jednak nie wydaje mi się żeby to nastąpiło z dnia na dzień. Kontrola i weryfikacja aplikacji też chyba nie będzie problemem, bo jak na razie nie mamy ograniczenia możliwości instalowania softu spoza sklepu. Jak na razie wygląda to bardziej na model przyjęty w Android Market.
Trudno nie zgodzić się z autorem. Są granice wygody. Nie chodzi tu o solidarność z developerami , tej u klienta próżno by szukać – interesy są przecież ewidentnie rozbieżne. Chodzi o to że internet jest ROZPROSZONY. Kto to zignoruje , ten zapłaci. Nawet jak nazywa się Jobs. Prawdziwy problem nas , klientów , to brak konkurencji. Do wyboru jest Apple i Microsoft….. Od 1996 używam Apple ale kto wie.
Już nawet nie będę powtarzał się gdyż wszystko identycznie niemal ujął **Mazo**
Żałosne.Art dobry ale treść żałosna… i kogo ty wychowasz, a może już wychowujesz – te maminsynki, którzy nie radzą sobie z problemami stawianymi przed nimi?
To co pokazało Apple to kpina a nie namiastka 10.7 to kolejna opcja wzbogacenia się (70/30) kosztem programistów.Dotychczas sobie dobrze radzili, to co teraz jest inaczej. 30% za co? Zastanówcie się, zero logiki, myślicie jak kobiety emocjonalnie- S.J. wam zagrał a wy tańczycie.
ps. Netbook jest beee a tu nagle pojawia się pod hasłem „Back to the Mac” – Litości
Dlaczego Apple daje reselerom sprzętu max 5-6% upusty a samo zabiera 30% developerom? Programów jest od cholery, kupujących jeszcze więcej. Tak jak iTunes zarżnął konkurencję na rynku sprzedaży muzyki online, tak po zablokowaniu Flasha i Javy bedą mieli niemal monopol na dystrybuowane appsy dla iOS i MacOS. Taki koń trojański w super ekskluzywnej wersji.
Dlatego, że sprzętu nie powielisz zerowym kosztem tak jak programu?
Programista praktycznie 100% kwoty za tworzoną aplikację może potraktować jako zysk, producent sprzętu musi zapłacić dostawcom za komponenty, transport, magazynowanie, potem jeszcze za dystrybucję. R&D w przypadku technologii komputerowych też wymaga większych nakładów niż optymalizowanie algorytmów i wymyślanie nowych…
Poza tym te 30% to nie jest haracz za nic. Hosting, reklama, system płatności, dystrybucja w wielu krajach, rozwijanie narzędzi SDK itd. to wcale nie tak mało.
A wiesz, że „programista” to może być firma zatrudniająca wiele osób? Taka firma musi kupować prawa do użytych komponentów kontrolek, bibliotek, grafik, dźwięków, animacji. Płacić programistom, księgowej, pani sprzątaczce i wielu innym. Podejmuje ryzyko, że jak nie sprzeda się np. 100 000 licencji to jest w plecy. Licząc z haraczem Apple jakieś 150 000 licencji.
Porównaj ile kosztuje hosting i obsługa płatności (na przykładzie typowego sklepu internetowego) a ile kosztuje utrzymanie fizycznego sklepu gdzie musisz kupić nie tylko komputery dla klientów jako stan magazynowy ale i komputery pokazowe dla odwiedzających oraz komputery i oprogramowanie dla obsługi. O koszcie pracowników sklepu fizycznego także warto wspomnieć.
Weź mi pokaż gdzie widziałeś reklamę produktów z appstore?
Apple ma monopol na SDK. Zablokowało nawet Adobe.
„dystrybucja w wielu krajach” jest wynikiem utworzenia sklepu internetowego i dzięki WWW możesz kupować nawet z Korei Północnej. Jaka jest zasługa Apple w istnieniu internetu?
To wszystko co wymieniłeś dotyczy też firmy parającej się projektowaniem i produkcją sprzętu – opłaty licencyjne za użyte patenty, wypłaty dla pracowników każdego działu, ponadto np. nakłady związane z zapewnieniem „zieloności” produktu (recykling itp.). A co powiesz na temat obsługi posprzedażnej, napraw gwarancyjnych, wymian podzespołów w przypadku wad produkcyjnych? W przypadku softu wydajesz łatkę i voila. Taniej? Oczywiście, że tak!
Ryzyko, że sprzęt nie sprzeda się też zawsze istnieje.
Gdzie widziałem reklamę produktów z AS? Właśnie tam, a gdzie niby miałaby być? Na autobusie?
Co do SDK – Apple daje solidne narzędzie programistyczne, gwarantujące pełne wykorzystanie możliwości sprzętu (dedykowane API) przy jednoczesnym maksymalnym zagwarantowaniu stabilności swoich systemów. Czy M$ oferuje coś podobnego, za darmo – rzecz jasna? Tak pytam bo nie jestem na bieżąco…
Zasługi Apple dla internetu? Przede wszystkim jego spopularyzowanie, webkit, HTML5 i pewnie sporo więcej.
Skoro wydatki na produkcję hardware i software są identyczne to dlaczego 25% (w stosunku do ceny produktu) różnica w marży?
„Zieloność produktu” to wymysł marketoidów. Gdzie w Polsce możesz oddać do utylizacji stare maczki? W sklepach Apple? 😉
A co do samej „zielonej” produkcji wypowiedział się już Greenpeace. Apple tam nie należy do czołówki ekologicznych producentów. Choćby kwestia baterii do urządzeń mobilnych.
MS udostępnia bezpłatnie SDK podobnie jak Google do systemu Android. O Linuxie nawet nie muszę wspominać.
Apple nie przyczynił się do powstania Webkita. A popularyzacja to zasługa Mozilla.
Z tym szukaniem aplikacji to się nie zgodzę. Są takie strony jak http://www.softonic.pl 😉 , które mają katalog programów na Mac, do prawie wszystkich potrzeb. Nie trzeba się wysilać, żeby coś znaleźć i pobrać/kupić.
Sklep Apple to pomysł zaczerpnięty z platformy mobilnej. Te całe obostrzenia wyglądają tak, jakby ktoś kto był szefem od App/Music Store dostał projekt zrobienia sklepu z programami na komputery i bez zbytniego przyglądania się przekopiował pomysł na zasadzie tam się sprawdziło, to i tu będzie działać. Jeśli nie przemyślą jeszcze raz sprawy to będzie smród – podzielam większość obaw komentujących przede mną.